Bolesna porażka zespołu Anastasiego

Polacy nie wystąpią w finale Ligi Światowej. Ostatnią szansę stracili w Warnie, dwukrotnie przegrywając z Bułgarią.

Publikacja: 15.07.2013 00:48

Blok w meczach z Bułgarią niewiele Polakom pomógł.

Blok w meczach z Bułgarią niewiele Polakom pomógł.

Foto: PAP

O tym, że nie zagrają w Mar del Plata, przesądził piątkowy mecz, w którym nasi siatkarze nie mieli nic do powiedzenia (0:3). Przykro było patrzeć na to, co się dzieje na boisku. Bułgarzy rozbili nas atakiem i stłamsili blokiem. Tylko początek dawał nadzieję, ale trwało to krótko.

W drugim spotkaniu (2:3) było nieco lepiej, Polacy wygrali dwa pierwsze sety, ostatnie słowo należało jednak do gospodarzy, którzy zajęli drugie miejsce w grupie za Brazylią i polecą do Argentyny.

Zabraknie tam naszej drużyny, zwycięzców ubiegłorocznej edycji Ligi Światowej. To drugi taki przypadek w historii. Przed rokiem w Sofii, gdy Polacy zwyciężali, nie było broniących tytułu Rosjan, ale odbili to sobie z nawiązką w Londynie, gdzie wywalczyli złoty medal igrzysk. Andrea Anastasi, włoski trener polskich siatkarzy, wierzy, że z jego zespołem będzie podobnie i jesienią wygra mistrzostwa Europy.

Na razie dziękuje Bułgarom, że obnażyli wszystkie błędy, jakie popełniła jego drużyna. A to pozwoli mu uniknąć ich pod koniec września, gdy przyjdzie walczyć o medale ME organizowanych przez Polskę i Danię.

Nie zmienia to jednak jego sytuacji. Po raz pierwszy podczas swojej pracy w Polsce Anastasi znajdzie się pod ścianą. Teraz każda kolejna porażka będzie już nazywana klęską, bo przecież za rok w naszym kraju są mistrzostwa świata, które wypadałoby zakończyć sukcesem. A to, co pokazali siatkarze w ostatnich kilku tygodniach, nie daje podstaw do optymizmu. Sześć przegranych spotkań, tylko cztery zwycięstwa, do tego wyrwane rywalom z gardła,  – to nie jest to, czego od nich oczekiwano.

Kiedy rok temu Polacy wygrywali Ligę Światową, zachwytom nad Anastasim i jego zespołem nie było końca. Włoch w 2011 zastąpił na stanowisku trenera Argentyńczyka Daniela Castellaniego. Dokonał szybko kilku istotnych zmian w składzie i ruszył do boju. Najpierw wprowadził drużynę na podium w Lidze Światowej, później z mistrzostw Europy w Wiedniu przywiózł brązowy medal. Drugie miejsce w Pucharze Świata rozgrywanym w Japonii i seria efektownych zwycięstw były zapowiedzią olimpijskiego medalu. Nadzieję umocnił jeszcze historyczny sukces w Sofii. Porażka w Londynie mocno ostudziła nastroje, choć wiara w Anastasiego i siatkarzy nie umarła. Jest jednak mocno nadwątlona.

Ale jeśli Polacy zagrają jesienią tak, jak potrafią, a wciąż stać ich na wiele, sukces w ME jest możliwy. Decydujące będzie przygotowanie fizyczne, a z tym jest ostatnio spory problem. Bez szybkości i dynamiki, ze zmęczeniem w mięśniach trudno będzie wskoczyć na podium. Wypada tylko wierzyć, że Anastasi raz jeszcze nas zaskoczy.

W Final Six (17–21 lipca) zagrają:

Brazylia, Bułgaria, Włochy, Rosja, Kanada oraz Argentyna.

O tym, że nie zagrają w Mar del Plata, przesądził piątkowy mecz, w którym nasi siatkarze nie mieli nic do powiedzenia (0:3). Przykro było patrzeć na to, co się dzieje na boisku. Bułgarzy rozbili nas atakiem i stłamsili blokiem. Tylko początek dawał nadzieję, ale trwało to krótko.

W drugim spotkaniu (2:3) było nieco lepiej, Polacy wygrali dwa pierwsze sety, ostatnie słowo należało jednak do gospodarzy, którzy zajęli drugie miejsce w grupie za Brazylią i polecą do Argentyny.

Pozostało 81% artykułu
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia
Siatkówka
Powódź w Polsce. Prezes Stali Nysa: Sport zszedł teraz na drugi plan
Siatkówka
Rusza siatkarska PlusLiga. Jeszcze więcej mocy
Siatkówka
Transfery w PlusLidze. Zbroili się wszyscy
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Siatkówka
Paryż 2024. Polscy siatkarze wicemistrzami olimpijskimi. Francja była wspanialsza
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje