Korespondencja z Gdańska
Andrea Anastasi chwali naszych siatkarzy i twierdzi, że to drużyna przyszłości, ale wszystko wskazuje, że był to jego ostatni mecz w roli trenera reprezentacji. Po porażce na igrzyskach w Londynie i tegorocznej Lidze Światowej trzecia przegrana w ważnej imprezie to już za wiele w kontekście przyszłorocznych mistrzostw świata, które odbędą się w naszym kraju.
W wyjściowym składzie Polaków na mecz z Bułgarami niespodzianek nie było. Zmiennicy, którzy tak dobrze spisali się w meczu ze Słowacją (Fabian Drzyzga, Michał Kubiak czy Jakub Jarosz) stanęli w kwadracie dla rezerwowych. Anastasi postawił na Łukasza Żygadłę, Michała Winiarskiego i Grzegorza Boćka. Ten ostatni radził sobie z wysokim bułgarskim blokiem lepiej niż się spodziewano, a Winiarski chwilami przypomniał sobie najlepsze chwile w karierze. Nie tylko dobrze przyjmował, ale też skutecznie atakował.
W pierwszym secie Polacy w pewnym momencie mieli nawet pięć punktów przewagi (10:5, 12:7), ale Bułgarzy najpierw wyrównali, by po chwili wyjść na prowadzenie 18:17. Zapowiadała się nerwowa i trudna końcówka tej partii, ale nie popisał się Cwetan Sokołow, as Bułgarów, jeden z najlepszych atakujących na świecie, który będąc w komfortowej sytuacji, bez bloku, posłał piłkę w aut. W tym momencie nasi siatkarze odskoczyli na dwa punkty (23:21) i nie dali już sobie wydrzeć zwycięstwa kończąc tego seta wynikiem 25:22.
W drugiej partii cały czas o krok przed Polakami byli Bułgarzy, ale znów przyszedł nam z pomocą Sokołow. Po skutecznym zablokowaniu atakującego Bre Banca Cuneo nasi siatkarze, podobnie jak w pierwszym secie, wyszli na prowadzenie 23:21 i wygrali również 25:22.