Najpierw Polacy wygrali trzy mecze we Wrocławiu (z Łotwą, Macedonią i Słowenią), tracąc tylko jednego seta. W Lublanie zaczęli jednak od porażki z gospodarzami 2:3 i spokój został naruszony.
Prowadzili wprawdzie 2:0 i wydawało się, że bez komplikacji zakończą to spotkanie, ale wystarczyło, że podali dłoń rywalom, a ci chwycili całą rękę i pokonali nieco oszołomionych tym, co się stało, Polaków w tie-breaku.
W takich sytuacjach historia staje przed oczami. W 2008 roku za czasów Raula Lozano nasi siatkarze przegrali podobny turniej i o prawo startu w mistrzostwach Europy musieli walczyć w barażach. Niewiele więc zabrakło, by rok później nie polecieli do Izmiru, gdzie już z Danielem Castellanim zdobyli przecież pierwszy złoty medal w tej imprezie.
Tym razem barażów na szczęście nie będzie. Stephane Antiga, nowy trener reprezentacji Polski, może odetchnąć z ulgą. Dokonał kilku korekt i w sobotnim meczu z Łotwą problemów nie było. Polacy wygrali 3:0, podobnie jak w ostatnim spotkaniu z Macedonią.
Zadanie, jakim był awans do przyszłorocznych ME (rozegrane zostaną we Włoszech i Bułgarii), zostało więc wykonane, choć nie tak gładko, jak sądzono. Antiga i pomagający mu w pracy Philippe Blain mogą wreszcie odetchnąć, podobnie jak nasi siatkarze, którzy byli przecież murowanymi kandydatami do awansu. Do Lublany przylecieli jednak bez Michała Kubiaka, który złamał dwa palce dłoni już po turnieju we Wrocławiu. Kubiak był ważną postacią tej drużyny, być może jego brak miał wpływ na porażkę ze Słowenią, z drugiej strony jednak kontuzje w sporcie się zdarzają i często jeszcze bardziej mobilizują zespół.