Kiedy Polacy wychodzili w niedzielę na rozgrzewkę w hali w Lund, zobaczyli Serbów, którzy zamiast trenować, stali z podniesionymi do góry głowami, przeklinając pod nosem.
Patrzyli na telebim, gdzie transmitowany był mecz Szwecji z Chorwacją. Gospodarze w ostatnich minutach odskoczyli właśnie na cztery gole i nie pozwolili już sobie zrobić krzywdy. Dla Polaków i Serbów oznaczało to koniec marzeń o półfinale.
Ktoś wyłączył emocje, piłkarze wyszli na prezentację, jak na ścięcie. Zapowiadała się walka zawiedzionych nadziei. Trener Bogdan Wenta siedział ze spuszczoną głowę. Gdy wyczytano jego nazwisko, ledwo podniósł się z ławki. Piłkarze patrzyli na czubki butów.
Trybuny hali w Lund wypełnili niemal tylko polscy kibice. Też znali wynik meczu Szwedów, ale tak jak zaczęli głośnym dopingiem, tak nim skończyli. Nasi zawodnicy podkreślali później, że zwycięstwo z Serbią to także sukces kibiców.
Długo nikt nie potrafił zdobyć bramki, Polacy odskoczyli na jedną, rywale na dwie i tak na zmianę. Najgorzej dla nas było po 20 minutach, gdy rywale prowadzili 8:5, a Wenta ożywił się po raz pierwszy, bo przed oczami stanął mu obraz z poprzednich meczów – sennych, z trudem poruszających się zawodników, których uspokajało to, że do końca zostało dużo czasu. Polska rozpoczęła mecz składem mniej doświadczonym, czyli tym, który pokazał, że na to zasługuje, rozgrywając dzień wcześniej doskonałą drugą połowę z Danią.