[i]Michał Kołodziejczyk z Malmoe[/i]
– Zasnąłem o trzeciej nad ranem. Niby wygraliśmy z Serbią, jednak to, że spisaliśmy się poniżej oczekiwań i nie zagramy w półfinale, bardzo boli – mówił Bartłomiej Jaszka. Polacy snuli się po hotelowych korytarzach, wyglądali jak cienie samych siebie. Ale ciągle jest o co grać, bo drużyny z miejsc 2 – 7 mają zagwarantowany udział w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w Londynie, a to był plan minimum. Przynajmniej remis w dzisiejszym meczu z Chorwacją dałby Polsce trzecie miejsce w grupie, co pozwoliłoby walczyć o piątą pozycję w turnieju. Porażka zepchnie nas na czwarte miejsce – wtedy w dodatkowym meczu trzeba będzie walczyć o siódmą pozycję – ostatnią nagradzaną możliwością gry o bilety do Londynu.
Głośnego pytania, czy reprezentacja Polski, która zdobyła srebro i brąz na mistrzostwach świata i potrafiła przyciągnąć przed telewizory 6 milionów ludzi, właśnie się skończyła – nie słychać. Karol Bielecki, który wydawał się mieć do pomysłów Bogdana Wenty najwięcej zastrzeżeń, nie odzywa się od początku turnieju. Inni zamiast mówić, cedzą przez zęby.
– W życiowej formie jest Tomasz Tłuczyński i nikt więcej. Nie wiem, czy nasza słaba postawa to wynik złej taktyki, złego przygotowania czy złego doboru ludzi. Ale trudno obwiniać trenera, że piłka wypada nam z rąk – ocenia Artur Siódmiak.
Polacy przyjechali na turniej bez Krzysztofa Lijewskiego, który w przyszłym sezonie będzie jednym z najlepiej opłacanych piłkarzy ręcznych świata. Z urazem ręki gra w Szwecji Michał Jurecki.