– Nie potrafiliśmy się otrząsnąć, stanąć do walki w kolejnych meczach o wszystko. Ten już jest naprawdę ostatni – mówił Sławomir Szmal. Kapitan reprezentacji jest w niewdzięcznej roli, z trudem ukrywa rozczarowanie słabą grą. Wygląda na przybitego, widać, że chciałby wylać swoje żale, ale nawet po przegranych jako kapitan zmusza się do jakiejś pochwały. Niemal zawsze na wyrost, bo przecież w Szwecji trzeba się głównie wstydzić.
„Jakby coś w nas zgasło”, „ nie ma ducha drużyny”, „każdy gra sam, nie tworzymy zespołu” – codziennie lista odpowiedzi na pytanie, dlaczego w Szwecji nie wyszło, się wydłuża. Wczoraj do chóru krytyków dołączył prezes ZPRP Andrzej Kraśnicki. – Musimy się zastanowić, co trzeba zrobić, żeby Polska piłka ręczna znowu była w światowej czołówce. Mam nadzieję, że w meczu z Węgrami nasi zawodnicy pokażą, na co ich stać, i powodów do zmartwień będzie mniej
– mówił w Malmö.
W drużynie, której siłą była jedność, pojawiły się pęknięcia. Wenta szpachlował, a ścianę trzeba chyba stawiać od początku. Wybrał złych liderów, a teraz narzeka, że nie ma komu walnąć pięścią w stół, ale jeśli zdecydował się dać buławę Karolowi Bieleckiemu i Marcinowi Lijewskiemu, to może nie powinien zdejmować ich z boiska po pierwszych niepowodzeniach.
Lider musi wiedzieć, że ma zaufanie, piłka nie wypada z rąk z braku umiejętności, ale z braku pewności siebie. Na nowych, Mateuszu Zarembie czy Bartłomieju Tomczaku, nowej kadry się nie oprze. Rewolucji po turnieju nie będzie, ale zanosi się na zmiany, które mogą skazać reprezentację Polski na kilka lat w cieniu. Bielecki, chociaż o tym się nie mówi, z kadry miał zrezygnować już przed mistrzostwami, i to wcale nie przez problemy zdrowotne.
Statystyki nie kłamią, żaden z polskich piłkarzy nie zasłużył, by go w tym turnieju zapamiętać. Nawet Szmal, który zdaje się ratować skórę kolegom w każdym meczu, pod względem skuteczności bramkarzy sklasyfikowany jest na 17. miejscu. W ośmiu meczach Polacy aż 70 minut grali w osłabieniu, sam Artur Siódmiak dziewięć razy otrzymywał karę dwóch minut, zobaczył cztery żółte i dwie czerwone kartki. Tylko jeśli chodzi o brutalność, jesteśmy na podium.