W niedzielę w pierwszym meczu grupy 2 mistrzostw Europy w Danii Polacy pokonali Białorusinów 31:30 (14:13) po bramce Mariusza Jurkiewicza tuż przed końcem spotkania. Ale nie tylko w tym meczu nie brakowało emocji.
Podobną ilość wrażeń dostarczyli kibicom reprezentacji Francji i Chorwacji. Obie drużyny to faworyci turnieju. W pierwszej fazie nie straciły nawet punktu. Bezpośredni pojedynek miał pokazać, kto już może czuć się półfinalistą.
O Francuzach, mimo iż są najbardziej utytułowanym zespołem grającym w mistrzostwach, mówiono, że ich czas powoli dobiega końca. Drużyna się starzeje, a pomysły selekcjonera Claude’a Onesty (pracującego z kadrą od trzynastu lat) straciły świeżość. Z kolei Chorwatów nazwano gniewną drużyną, która wreszcie chce sięgnąć po złoto i nie zatrzyma się w dążeniu do celu.
Jednak to Francuzi zagrali tak, jakby jeszcze nigdy nie wygrali turnieju i wreszcie stanęli przed wielką szansą. W pewnym momencie przegrywali nawet trzema bramkami. Ale jeżeli ma się w składzie takich piłkarzy jak Nikola Karabatić czy Michael Guigou (obaj po siedem goli) , nie istnieje strata, której nie dałoby się odrobić. Dodatkowo fantastycznie w bramce spisywał się wracający po kontuzji Thierry Omeyer. Obronił 11 z 23 rzutów rywali.
Chorwacja wściekle próbowała do końca odrabiać straty. Ale defensywa była zbyt agresywna i zawodnicy w najważniejszych momentach otrzymywali dwuminutowe wykluczenia albo zbyt asekuracyjna i Francuzi nie mieli problemu z konstruowaniem ataków.