Już po kwadransie wiadomo było, że to nie będzie miłe popołudnie dla drużyny z Kielc. W dziewiątej minucie przegrywała 2:7, pozwoliła rywalom na to, z czego słyną – szybkie akcje po niepotrzebnych stratach.
Vive, w Polsce niemające sobie równych, będące w pewnym sensie ofiarą słabej ligi, w meczu z silnym rywalem pozwalało sobie na atakowanie z nieprzygotowanych pozycji. Wyglądało to, jakby zawodnicy Wenty nie wytrzymywali napięcia.
Trener szukał ratunku w zmianach, wprowadzał na parkiet nowych rozgrywających. Najlepiej z nich prezentował się Mariusz Zaremba, jedyny, który grał bez kompleksów. Rzucił dla Vive najwięcej goli – sześć.
Po przerwie albo Barcelonie chciało się już mniej – zagrała bez kilku ważnych zawodników: Juanina Garcii, Daniego Sarmiento czy Siergieja Rutenki – albo gospodarzom udało się opanować nerwy. Zabrakło jednak umiejętności, by chociaż zbliżyć się do korzystnego wyniku.
Po pięciu meczach szanse na wyjście z grupy Vive ma już jedynie iluzoryczne. Drużynie Wenty udało się zremisować tylko jeden mecz, cztery zakończyły się porażkami.