To ciągle jest ta sama drużyna, zmienia się w niej niewiele. W 2007 roku w Niemczech Polacy niespodziewanie zostali wicemistrzami świata, od tamtej pory co roku w styczniu przypominają o swoim istnieniu, startując w kolejnej wielkiej imprezie.
Mają wszystko, by osiągnąć sukces. Trenera, który grał w Barcelonie i potrafił przekonać ich, że Polak potrafi, bramkarza uznanego za najlepszego piłkarza ręcznego na świecie i wielkoluda, który nie poddał się, chociaż stracił oko. Bogdan Wenta, Sławomir Szmal, Karol Bielecki i spółka od początku roku pracują w Cetniewie i przyznają, że są zmęczeni. – Dotyczy to chyba wszystkich zawodników z Bundesligi. Graliśmy do końca roku, nie mieliśmy żadnej przerwy – mówi „Rz” Bielecki.
Zawodnik Rhein-Neckar Loewen długo się wahał, czy w ogóle przyjeżdżać na zgrupowanie. Latem stracił oko, potem przechodził rehabilitację i nie było szans na urlop. Wenta wysłał mu powołanie, do gry namawiali koledzy. – To świetny zawodnik, ale też człowiek, który potrafi pomóc w szatni. Mnie mobilizuje w pięć sekund. Ma charakter wojownika, pokazał to, wracając do zdrowia po takiej kontuzji – mówi „Rz” Sławomir Szmal.
[wyimek]2 medale na mistrzostwach świata wywalczyła drużyna Wenty[/wyimek]
Bielecki nie uważa siebie za motywatora. Jego zdaniem młodzi mają w tej drużynie głównie jedno prawo – do ciężkiej pracy. Twierdzi, że przyjechał na zgrupowanie, bo „reprezentacja to reprezentacja”. – Tak jestem skonstruowany, nie potrafię odpuścić. Moje ciało mówi „dość”, ale tym turniejem możemy zapewnić sobie awans na igrzyska w Londynie. A to działa jak magnes – przyznaje.