To może być kluczowe zwycięstwo w mistrzostwach świata. Słowacja obok naszej reprezentacji oraz Szwecji typowana jest do pierwszej trójki, która awansuje z grupy do kolejnej fazy z zaliczeniem punktów z bezpośrednich meczów. Polacy mają już dwa.
Na spokojnego po meczu wyglądał i trener Wenta, i kapitan Sławomir Szmal, Karol Bielecki wręcz na rozluźnionego. – Powinniśmy wygrać różnicą dziesięciu bramek, skończyło się tylko na dwóch. Sam czułem się spięty, wiedziałem, że nie gramy tak, jak możemy. Mam nadzieję, że w następnych meczach będzie już więcej luzu, pozbędziemy się tremy – mówił.
[srodtytul]Tym razem nie spacer[/srodtytul]
Trema u Polaków mogła wziąć się z roli faworytów, której trudno się nauczyć mimo wielu prób. Słowacy wygrać mogli, na mistrzostwach świata startowali dotąd tylko raz i zajęli 10. miejsce, Polacy wygrać musieli – zobowiązywały ich do tego ostatnie sukcesy i pragnienie złota, którego jak dotąd zawodnikom Wenty nie udało się zdobyć w żadnym turnieju.
Początek był łatwy, Polacy zdobyli trzy bramki, rywale jedną. Wydawało się, że spotkanie może być takim spacerkiem jak sprawdzian sprzed tygodnia w Gdyni, gdy Słowacy pokazali, na czym polega sztuka kamuflażu, wysłali na parkiet rezerwowych zawodników. Przegrali łatwo i wysoko.