Trener Bogdan Wenta zapewnia, że nie zmienia się cel jego drużyny. Nadal ma walczyć o medale, może nawet o złoty. Najbardziej boli go nie to, że w ostatnim meczu pierwszej rundy jego zawodnicy przegrali z gospodarzami, ale to, że przegrali, podając rywalowi piłkę na tacy.
Dwa lata temu na turnieju w Chorwacji Polacy wyszli z pierwszej grupy bez żadnego punktu, a potem i tak walczyli w półfinale. Wtedy było jednak dużo szczęścia, rzut Artura Siódmiaka w meczu z Norwegią i rywale, którzy grali tak, by Polacy mieli powody do radości. Podobno nic dwa razy się nie zdarza.
Wenta nie mówi o tym głośno, ale zdarzyło się to, czego on – profesjonalnego sportu nauczony w Niemczech – nie potrafi sobie wyobrazić. Zadziałał polski minimalizm: skoro już jest awans, to czy warto umierać na boisku? – Nie wykorzystaliśmy naszej gry w przewadze, taka szansa na odrobienie strat nas dziwnie paraliżowała – mówi Mariusz Jurasik.
W mistrzostwach świata dwa lata temu Polacy wywalczyli brązowe medale, pokonując w decydującym meczu Danię 31:23. Ten rywal im odpowiada, zawsze było ostro i na noże, ale w decydujących momentach udawało się skutecznie uderzyć. Teraz Polacy zagrają z Danią o być albo nie być, czyli tak jak lubią najbardziej, tyle że zmierzą się w sobotę już z inną drużyną.
Przed turniejem Duńczyków nikt nie traktował poważnie, zawodnicy kłócili się z krajową federacją o pieniądze. Wycofał się sponsor, miało nie być premii za medale, z gry w reprezentacji zrezygnowało kilku czołowych piłkarzy, w tym świetny bramkarz Kasper Hvidt.