– Brak mi słów, jestem dumny z naszych zawodników. Nie dociera jeszcze do mnie to, czego dokonali. To jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Jesteśmy w kosmosie – mówił zaraz po wygranej 26:15 z Metalurgiem Skopje prezes klubu Bertus Servaas.
Servaas jest Holendrem i w świecie piłki ręcznej znalazł się trochę przypadkiem. Przez sześć lat trenował futbol w Ajaksie Amsterdam, kontuzja zmusiła go, by zajął się biznesem. Nie jakimś wielkim – był raczej drobnym przedsiębiorcą, który po upadku komuny przeprowadził się do Polski i zajął się importem używanej odzieży. Twierdzi, że Kielce wybrał, celując ołówkiem w mapę z zamkniętymi oczami.
Zaczynał od małej hurtowni, ale interes kręcił się tak dobrze, że obecnie jego firma Vive Textile Recycling jest jedną z największych w branży. Iskrę Kielce kupił w 2002 roku. Klub działał wtedy tak jak wszystkie inne w Polsce – od pierwszego do pierwszego. Piłka ręczna była w dołku, nikt nie myślał o sukcesach klubowych, reprezentacja odpadała w eliminacjach wielkich turniejów.
Servaas nie działał sam, ale swoim zaangażowaniem zarażał innych sponsorów. Był prezesem, ale też w szaliku jeździł na mecze i siadał między kibicami, dopingując swoją drużynę. Mistrzostwo w pierwszym sezonie było nagrodą, ale też trochę uśpiło czujność – w kolejnych pięciu latach Kielce nie potrafiły wygrać ligi, a inwestowanie w zawodników ze Wschodu okazało się klapą. Także marketingową. Servaas wiedział, że zbuduje wielki zespół tylko zatrudniając prawdziwe gwiazdy, najlepiej polskie, bo było to już po sukcesach reprezentacji prowadzonej przez Bogdana Wentę.
Związek Piłki Ręcznej w Polsce zgodził się, by Wenta od 2008 roku łączył prowadzenie kadry i klubu. Trener dostał bardzo dobrą ofertę z Kielc, gdzie poza obietnicą transferów zagwarantowano mu także spokój. Budował powoli, korzystając z kryzysu finansowego w Bundeslidze. W kilka lat sprowadził do Kielc większość kluczowych zawodników, z którymi w 2007 roku wywalczył wicemistrzostwo świata.