– Zaczęliśmy dobrze. Po przerwie spotkanie się wyrównało. Duża w tym zasługa Szmala, który był lepszy niż nasze rzuty – stwierdził po meczu trener niemieckiej reprezentacji Martin Heuberger. Trudno o lepsze podsumowanie sobotniego spotkania.
Jeden mecz to za mało
W pierwszej połowie wydawało się, że Polacy już mogą snuć plany na styczeń przyszłego roku. Bo wyjazd na mistrzostwa świata w Katarze był bardzo odległy. Zawodnicy Michaela Bieglera w pewnym momencie przegrywali już pięcioma bramkami.
W drugiej połowie zagrali lepiej. Ale niektóre błędy w ataku i tak wołały o pomstę do nieba.
Dziesięć tysięcy kibiców w Ergo Arenie fantastycznie dopingujących polską kadrę przez całe spotkanie nie świętowałoby nawet jednobramkowego zwycięstwa, gdyby nie Sławomir Szmal, nazywany przez kolegów „Kasą".
To na nim opiera się nasza reprezentacja. Doświadczony bramkarz ratuje drużynę, gdy ofensywa zawodzi. Gdyby nie on, marzenia o Katarze skończyłyby się już w sobotę.