Piłkarze i kibice AS Roma szykowali się do rewanżowego meczu z Barceloną ze sportową i niesportową złością. Byli przekonani, że tydzień wcześniej w Katalonii holenderski sędzia Danny Makkelie ich okradł, nie przyznając dwóch karnych. Powtórki telewizyjne zdawały się te zarzuty potwierdzać.
Stadion Olimpijski był we wtorek wypełniony do ostatniego miejsca, ale fani Romy pojawili się tłumnie na trybunach głównie po to, żeby podziękować piłkarzom za zwycięstwa nad Chelsea i Szachtarem, a przy okazji obejrzeć, jak rzymianie z honorem żegnają się z Ligą Mistrzów.
Piękny sen
Co więcej, w związku z tym, że w pierwszym meczu Daniele De Rossi (dla kibiców DDR) i Kostas Manolas strzelili w Barcelonie po samobójczej bramce, niechętni Romie fani Lazio i Napoli pokpiwali: „Żeby wygrać z Romą, wystarczy wrzucić piłkę w ich pole karne. Gole strzelą sobie sami".
Trener Eusebio Di Francesco, nazwany tak przez ojca na cześć wielkiego Portugalczyka, mówił przed spotkaniem, że on i zespół pielęgnują piękny sen o wyeliminowaniu Barcelony, choć wiedzą, że trąci to magią. W przeddzień spotkania obejrzeli wspólnie jeszcze raz zwycięski październikowy mecz z Chelsea (3:0).
To, co stało się we wtorek wieczorem, przeszło najśmielsze oczekiwania marzycieli. Znakomita gra Romy – wysoki, agresywny pressing przez 80 minut, dominacja na boisku, bramka Edina Dżeko w szóstej minucie, wykorzystany przez De Rossiego karny – zaskoczyły wszystkich. A gdy Manolas strzelił trzecią bramkę głową, sprawozdawca telewizyjny przekonywał: „Moi drodzy, to się dzieje naprawdę!".