Angielska prasa nie ma wątpliwości: to było losowanie jak z koszmarów. Kluby Premier League trzeci rok z rzędu stawiły się w fazie pucharowej w komplecie, dwa z nich były rozstawione, ale to właśnie one trafiły najgorzej.
Aspirujący do europejskiej elity Manchester City spotka się z Realem, a broniący trofeum Liverpool zagra z Atletico. Chelsea zmierzy się z Bayernem, który w grupie nie stracił punktu.
Na teoretycznie najmniej wymagającego rywala – debiutującego w 1/8 finału RB Lipsk trenowanego przez zaledwie 32-letniego Juliana Nagelsmanna – wpadł Tottenham, ale i w tym przypadku dziennikarze z Wysp znaleźli powody, by ponarzekać. Wszystko przez brak bezpośredniego połączenia lotniczego w dniu meczu i konieczność podróżowania przez Duesseldorf lub Frankfurt, ewentualnie pociągiem z Berlina.
Powtórka z finału
Wycieczka na wschód Niemiec, do dawnej NRD, nie jest rzeczywiście najbardziej atrakcyjną perspektywą – zwłaszcza w zestawieniu z wyjazdem do Madrytu.
Pół roku temu kibice Liverpoolu przeżyli na stadionie Wanda Metropolitano najpiękniejszy wieczór od ponad dekady – wygraną z Tottenhamem w finale. Teraz wrócą tam, by spróbować wyeliminować Atletico. Kto wie, czy sforsowanie obrony zespołu Diego Simeone i poradzenie sobie z presją, jaką potrafią wywrzeć na przeciwnikach miejscowi fani, nie będzie zadaniem trudniejszym.