Lech świetnie zaprezentował się w pierwszych czterech kolejkach ekstraklasy, zgarniając komplet punktów. Taka passa na otwarcie sezonu poznaniakom nie przydarzyła się jeszcze w tym wieku, a w niedzielę podopieczni Ivana Djurdjevicia stanęli przed szansą na wyśrubowanie tego osiągnięcia. Gdyby Lech wygrał i w piątej, i w szóstej kolejce, wyrównałby rekord tego stulecia, który należy do... Wisły Kraków (sezon 2009/10).
Już pierwsze minuty zwiastowały widowisko pełne wymian ciosów. Nie minęło jeszcze 60 sekund, a Zdenek Ondrasek oddał płaski strzał, po którym pewnie interweniował Jasmin Burić. Bliższy szczęścia w piątej minucie był Maciej Gajos, który prostopadłym zagraniu Pedro Tiby trafił w słupek.
Nie trzeba było długo czekać, by piłka ostatecznie wpadła do siatki przyjezdnych. Joao Amaral dostał piłkę na skrzydło, następnie prostym zwodem ograł Macieja Sadloka, wpadł w pole karne i strzałem z fałsza pokonał Mateusza Lisa. Odpowiedź mogła nadejść już po chwili. Dawid Kort zagrał świetną piłkę w uliczkę do Jakuba Bartosza, a ten ni to strzelił, ni to dośrodkował z ostrego kąta i skończyło się na strachu dla Lecha.
Minął zaledwie kwadrans meczu, a kibice Lecha ponownie mieli okazję do radości. Maciej Makuszewski dośrodkował z prawej strony, Rafał Pietrzak zupełnie bez sensu zagrał piłkę ręką, a sędzia bez wahania wskazał na "wapno". Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Christian Gytkjaer i strzałem w środek bramki pokonał Lisa. Wyborną okazję niebawem miał także Amaral, kiedy to dobijał piłkę po strzale Gajosa i miał przed sobą pustą bramkę, ale trafił jedynie w boczną siatkę.
Nie zdeprymowało to Białej Gwiazdy. W 24. minucie Lis wznowił grę dalekim podaniem, Ondrasek przedłużył lot piłki głową, źle zachował się Rafał Janicki, który źle zgrał do bramkarza i w efekcie do bezpańskiej futbolówki dopadł Martin Kostal i nie dał szans Buriciowi.