Gdy będziemy dochodzić do siebie po sylwestrowej nocy i leczyć kaca na swoje sposoby (odżyje odwieczna debata kefir czy klin), dyrektorzy sportowi, menedżerowie piłkarzy i sami zawodnicy wkraczać będą w najgorętszy okres – 1 stycznia otwiera się zimowe okno transferowe.
Do tej pory było ono raczej dla desperatów – tych, którzy początek sezonu tak spaprali, że musieli za wszelką cenę się ratować. Zimą niezbyt często dochodziło do głośnych przeprowadzek, na wielkie transfery czekano do lata. Także dlatego, że nowego zawodnika łatwiej wkomponować w zespół, gdy jest czas na treningi i zajęcia taktyczne, a nie tylko na granie co trzy dni i regenerację, jak to ma miejsce w przypadku największych klubów Europy.