Los nie był dla mistrzów Niemiec łaskawy. Jeśli kogoś woleli uniknąć na tak wczesnym etapie, to z pewnością Liverpoolu. Dyrektor sportowy Bayernu Hasan Salihamidzić mówi krótko: czeka nas twardy orzech do zgryzienia.
Nie ma chyba drużyny, której piłkarze odważyliby się dziś powiedzieć, że w rywalizacji z zespołem Juergena Kloppa będą faworytami. Co prawda mało brakowało, by finaliści z ubiegłego sezonu nie awansowali do fazy pucharowej, ale patrząc na ich grę, np. w niedzielnym ligowym meczu z Manchesterem United, trudno się nie zachwycać.
– To najtrudniejszy przeciwnik, na jakiego mogliśmy wpaść. Ale rewanż odbędzie się u nas, dlatego szanse oceniam pół na pół – twierdzi Niko Kovac.
Zagrożenie nuklearne
Trener Bayernu nieprzypadkowo za atut swojego zespołu uważa terminarz. Liverpool przegrał w grupie wszystkie trzy wyjazdowe mecze – w Neapolu, Paryżu i nawet w Belgradzie. W Premier League nie pokonał w Londynie ani Chelsea, ani Arsenalu. Ale też żadnego spotkania nie przegrał i prowadzi w tabeli przed Manchesterem City.
Juergen Klopp zna Bayern jak mało kto. Gdy prowadził Borussię, walczyła z Bawarczykami jak równy z równym. Pięć lat temu przegrała jednak w finale Champions League. Być może lepszej okazji do rewanżu nie będzie.