Dzieci Dziadka Grabki
Jednak klub nie spał. Kiedy kariery pokończyli bohaterowie lat 50.: Mieczysław „Messu" Gracz, Józef Kohut, Leszek Snopkowski, Władysław Kawula, Zdzisław Mordarski, Włodzimierz i Kazimierz Kościelni, Stanisław Flanek czy Fryderyk Monica, ich miejsca zajęła następna generacja, w większości chłopaków z Krakowa, wychowanych w klubowej szkółce, cieszącej się opinią najlepszej w kraju. Wrócił termin „szkoła krakowska", przed wojną określający sposób gry oparty na krótkich podaniach.
Symbolem tych lat był Adam Grabka, zwany „Dziadkiem", bo nikt go nie pamiętał z czasów młodości, która przypadała chyba jeszcze na czasy CK. W latach 70. był jedną z najpopularniejszych postaci w Krakowie. Chodził po szkolnych boiskach, placykach, pełnych chłopców ganiających za piłką, i patrzył. Miał oko lepsze od dzisiejszych komputerów i programów informatycznych. Najbardziej utalentowani chłopcy trafiali do Wisły.
Tam przejmowali ich trenerzy, tacy jak Marian Kurdziel czy Lucjan Franczak. Właśnie Franczak był trenerem drużyn juniorów Wisły, które w latach 1975 i 1976 zdobywały tytuł mistrza Polski. Grali w nich m.in.: bramkarz Marek Holocher, środkowy obrońca Krzysztof Budka, boczny Jan Jałocha, pomocnicy Adam Nawałka, Leszek Lipka, Andrzej Targosz, napastnicy Michał Wróbel, Andrzej Iwan, Janusz Krupiński. Większość z nich dotarła do pierwszej reprezentacji Polski.
Wraz z nieco starszymi: Stanisławem Gonetem, Henrykiem Maculewiczem, Antonim Szymanowskim, Adamem Musiałem, Kazimierzem Kmiecikiem, Zdzisławem Kapką i Markiem Kustą, stworzyli legendarną Wisłę lat 70.
W roku 1972 Szymanowski i Kmiecik jako pierwsi sportowcy Wisły zdobyli złoty medal olimpijski. Dwa lata później w 22-osobowej kadrze Polski na mistrzostwa świata znalazło się aż pięciu wiślaków: oprócz Szymanowskiego i Kmiecika także Musiał, Kapka i Kusto. A jednym z trzech obserwatorów pomagających Kazimierzowi Górskiemu był trener Wisły Jerzy Steckiw.
Na mundial w Argentynie Jacek Gmoch zabrał Szymanowskiego, Maculewicza, Nawałkę i Iwana. Nawałka zrobił wtedy furorę, wybrano go do najlepszej jedenastki świata zawodników poniżej 21. roku życia. 18-letni Iwan był najmłodszym piłkarzem na mundialu.
Tak ładnie grali
Ten mundial rozgrywano w czerwcu 1978 roku. Tuż przed jego rozpoczęciem Wisła, z 35-letnim trenerem Orestem Lenczykiem, zdobyła pierwszy od roku 1950 tytuł mistrza Polski. I cała Polska, niezależnie od sympatii klubowych, była dumna z tych młodych ludzi. Tych wymienionych wyżej oraz Marka Motyki, Zbigniewa Płaszewskiego, drugiego z braci Szymanowskich – Henryka. Nikogo nie obchodziło, że to klub milicyjny. Najważniejsze było to, że chłopcy ładnie grali. Ich pucharowe mecze z Club Brugge, Zbrojovką Brno i Malmoe FF wzbudzały takie zainteresowanie jak wcześniej wyczyny Górnika i Legii.
Ale to już był łabędzi śpiew. Kiedy jeszcze milicja była mocna, zdarzało się, że Wisła chroniła młodych piłkarzy w aresztach, gdzie nie miały wstępu patrole WSW, czyli żandarmerii wojskowej, tropiące ukrywających się poborowych, aby przekazać ich Legii. Dobrze w pamięci Wisły zapisał się jej prezes z lat 1972–1981 płk Zbigniew Jabłoński, który później został prezesem PZPN, a pracował w Komendzie Głównej MO. Ale jeden z jego następców na stanowisku prezesa Wisły generał Jerzy Gruba wsławił się pacyfikacją kopalni Wujek, zacieraniem śladów zabójstwa Grzegorza Przemyka, a mówiono też, że żądał zaprzestania odgrywania w nocy hejnału z wieży Mariackiej, bo zakłócał mu sen. Tacy też tam byli.
To za jego rządów (ale raczej bez jego wiedzy) Wisła, szukając pieniędzy, jako pierwszy polski klub w lidze zaczęła grać (1983) z reklamą na koszulkach. Była to reklama „Alvorada Cafe", kawiarni na rogu Rynku Głównego i Szewskiej, a zapłaciła za to polsko-austriacka firma polonijna Austropol. Kiedy w roku 1984 Wisła wybiegła w koszulkach z reklamą na finałowy mecz Pucharu Polski z Lechem, komuś spośród milicyjnych lub partyjnych władz to się nie podobało (bo to pachniało kapitalizmem) i drugą połowę piłkarze zaczęli już w innych koszulkach, bez reklamy. Gdy kilka lat później reklamowali na koszulkach prezerwatywy Unimil, już nikt się nie czepiał.
Po wspomnianym finale PP z Lechem, przegranym w żenującym stylu 0:3, rozgoryczony trener Edmund Zientara powiedział, że większość zawodników Wisły nie jest godna nosić jej koszulki. Podał się do dymisji, ale nie było chętnych na jego miejsce i trener pozostał na stanowisku.
Potem było jeszcze gorzej. W decydującej o tytule kolejce sezonu 1992/1993 Wisła przegrała w Krakowie z Legią 0:6, co dało gościom mistrzowski tytuł (PZPN potem Legii go odebrał, bo przekręt był ewidentny). To wtedy kibice śpiewali „Wisełka Kraków k...wą warszawiaków" i odwrócili się od swojej drużyny.
Maciej Żurawski, gwiazdor Wisły w latach 1999–2005
Foto: Fororzepa/ Piotr Guzik
Było miło
Kiedy w roku 1997 Wisłę kupił Bogusław Cupiał i jego Tele-Fonika, wszystko nagle się zmieniło. Nowy właściciel nie znał słowa „porażka", sprowadzał takich zawodników, jakich trenerzy chcieli. Nawet z zagranicy. Płacił jak na Zachodzie. Zepsuł rynek, obyczaje, ale dał kibicom to, na co czekali od dziesięcioleci: pasmo sukcesów.
Ale ostatecznie i on przegrał. Dopóki trenerami byli Polacy, Maciej Żurawski z Tomaszem Frankowskim strzelali bramki, o sile decydowali reprezentanci Polski, a cudzoziemcy stanowili mniejszość – wszystko było w porządku. Z Wisłą, jak w przeszłości, związani byli ludzie kultury i nauki: aktorzy Jan Nowicki, Jerzy Fedorowicz, Leszek Piskorz, twórca grupy Pod Budą piosenkarz Andrzej Sikorowski, profesorowie Józef Lipiec i nieżyjący Andrzej Gaberle, dzisiejszy poseł Nowoczesnej Jerzy Meysztowicz. Ale w pewnym momencie większość przestała przychodzić, bo kibolstwo zabijało przyjemność oglądania piłki. Pojawiła się też rysa na wizerunku legendarnego prezesa Ludwika Miętty-Mikołajewicza, idącego na rękę kibicowskiej mafii.
Żal Wisły. Henryk Reyman przewraca się w grobie na Cmentarzu Rakowickim.