Legia sama sobie winna. W wyrównanym meczu miała kilka bardzo dobrych sytuacji do zdobycia bramki, ale zbyt często sprawiała wrażenie drużyny, lekceważącej przeciwnika. Kiedy trzeba było przycisnąć, legioniści zbyt wolno rozgrywali piłkę, jakby byli przekonani, że wcześniej czy później i tak strzelą bramkę. A kiedy wreszcie po stracie gola wzięli się do roboty, było już za późno.
Lech przygotował się do gry bardzo dobrze, nie tylko wiedział jak rozmontować obronę mistrzów Polski (tym razem bez Artura Jędrzejczyka), ale i w jaki sposób nie dopuścić do strzałów Carlitosa, który w trzech ostatnich spotkaniach Legii zdobył cztery bramki. Hiszpan oddał tylko dwa strzały, obydwa przed przerwą. Za pierwszym razem nie trafił w bramkę, za drugim zrobił swój charakterystyczny zwód w prawą stronę, na jaki nabiera niemal wszystkich obrońców ligi i nie daje szans bramkarzom. Ale tym razem Jasmin Burić jego strzał obronił.