Ostatnie cztery mecze ŁKS-u w PKO Ekstraklasie, to cztery porażki. Ostatnie cztery ligowe spotkania Wisły Płock, to trzy porażki i jedna wygrana, odniesiona tydzień temu z Pogonią Szczecin. Bilanse obu zespołów wyraźnie dawały pokazywały, jak istotne będzie sobotnie starcie. Nikt nie chciał sobie pozwolić na kolejną wpadkę i zakotwiczenie na dłużej w dolnych rejonach tabeli.
Lepiej mecz zaczął się jednak dla Wisły. Nafciarze na pewno byli podbudowani, mimo wszystko zaskakującym, triumfem z Pogonią i od razu ruszyli do ataku. Efekt? Błyskawiczny gol. Grzegorz Kuświk najlepiej zachował się w polu karnym rywali po dośrodkowaniu Dominika Furmana z rzutu rożnego i z bliska dobił strzał Damiana Michalskiego. Płocczanie już zatem po trzech minutach mogli poczuć się komfortowo, ale później sami robili bardzo wiele, by sytuacja się zmieniła.
Najpierw prosty błąd na własnej połowie popełnił Damian Rasak, który stracił piłkę. Pomocnik Wisły mógł odetchnąć, bo uderzenie Daniego Ramireza obronił jednak Thomas Dähne. – To była kompletnie niepotrzebna strata. Miałem dużo szczęścia. To była głupota – powiedział w przerwie Rasak przed kamerami Canal+. Później to właśnie bramkarz gospodarzy – na nieszczęście kolegów – wystąpił w roli głównej.
Niemiec nie miał prawa wypuścić piłki z rąk po niezbyt groźnym i mocnym uderzeniu Patryka Bryły. A jednak. Do futbolówki momentalnie dopadł Łukasz Sekulski i spokojnie umieścił ją w bramce. Mówi się, że jednym z największych (może jedynym?) atutem Dähne jest gra nogami. W sobotę nawet ten element nie wychodził 25-latkowi. Bardzo nonszalanckie wyprowadzenie piłki w jednej z sytuacji mogło się skończyć fatalnie dla drużyny prowadzonej przez Radosława Sobolewskiego. Na szczęście dla gospodarzy rywale nie zdołali tego wykorzystać - relacjonuje Onet.
Sobotnie starcie długimi fragmentami było bardzo wyrównane. Oba zespoły stwarzały sobie sytuacje do zdobycia kolejnych bramek, lecz problemem była skuteczność. Dużo pretensji może mieć do siebie przede wszystkim Sekulski. Napastnik mógł zostać bohaterem ŁKS, ale w doskonałej sytuacji, stojąc kilka metrów przed bramką rywali fatalnie przestrzelił głową. Blisko trafienia po stronie Wisły – jeszcze w pierwszej połowie – był za to Furman. Kapitan gospodarzy z rzutu wolnego przymierzył jednak w słupek.