Cztery mecze – cztery zwycięstwa, żadnej straconej bramki. Czy przed kolejnymi spotkaniami reprezentacji kibice mogą spać spokojnie?
To jest sport, niczego nie można wykluczyć. Ale ja jestem dobrej myśli, wierzę w awans i sądzę, że zawodnicy ten optymizm podzielają. Rozmawiam z nimi, obserwuję, widzę, że też są, w dobrym sensie, pewni siebie. Nie noszą głów wysoko, nie zadzierają nosa, mają tylko poczucie, że skoro już prawie wszystkich z wyjątkiem Słowenii pokonali, mogą wygrać ponownie.
Słowenia, z którą spotkamy się w Lublanie 6 września, to jedyny przeciwnik, z którym jeszcze nie graliśmy. Lepszy czy słabszy od innych?
Taki sam. To jest wyrównana grupa, w której tylko Polska zwycięża regularnie. Pozostałe drużyny odbierają sobie punkty. Słowenia zremisowała u siebie z Macedonią i pokonała na wyjeździe Łotwę 5:0 ze Steinborsem z Arki Gdynia w bramce. Akurat tego samego dnia, w którym my wygrywaliśmy z Izraelem w Warszawie 4:0. Przegrała tylko z Austrią w Wiedniu. To jest niewątpliwie bardzo wymagający przeciwnik, ale na pewno nie pojedziemy do Lublany, żeby się bronić.
W Rydze Słowenia odniosła dopiero pierwsze zwycięstwo w eliminacjach, w dodatku nad najsłabszym przeciwnikiem w grupie G.