Hiszpania i Szwecja będą naszymi przeciwnikami w finałach mistrzostw Europy. Po meczach barażowych dojdzie trzecia drużyna: Irlandia, Irlandia Północna, Słowacja lub Bośnia i Hercegowina. Eksperci nie są zgodni w swoich opiniach. Pańskim zdaniem to było dobre losowanie dla Polski?
Najtrudniejsze ze wszystkich, jakie do tej pory przeżywałem. Ale nie mogło być inne. Znając zasady losowania, wiedzieliśmy, na kogo z dużym prawdopodobieństwem możemy trafić, więc nie możemy mówić o niespodziance. Musieliśmy wpaść na Niemców, Anglików, Włochów lub Hiszpanów, czyli jednego z gospodarzy. To było nieuniknione. Nie chcieliśmy znaleźć się w grupie, rozgrywającej mecze w Rzymie i Baku, bo odległość między tymi miastami komplikowałaby wszelkie działania logistyczne związane nie tylko z miejscem zgrupowania kadry, ale i podróżami kibiców. Nasza grupa jest pod tym względem bardzo dobra.
Wszędzie blisko...
Skoro dwa mecze w odstępie dziewięciu dni rozgrywać będziemy w Dublinie, to gdzieś w pobliżu tego miasta znajdziemy bazę. Delegacja PZPN już w tej sprawie wyjechała do Irlandii. A podróż samolotem z Dublina do Bilbao na spotkanie z Hiszpanią trwać będzie niecałe dwie godziny. Dla polskich kibiców to też bardzo korzystna okoliczność. Poza tym w Irlandii mieszka bardzo dużo Polaków, więc jeśli naszym pierwszym przeciwnikiem nie będzie reprezentacja tego kraju, to powinniśmy czuć się na stadionie Aviva jak u siebie. Graliśmy tam w roku 2015, gospodarze wbili bramkę na 1:1 w ostatniej minucie. Kilku zawodników z tamtego spotkania jeszcze jest w kadrze.
W Bilbao u siebie będą Hiszpanie, nawet jeśli pamiętamy, że to Kraj Basków...