Pamięta pan, kiedy ostatnio ligę opuściło tak wielu ważnych dla swoich drużyn piłkarzy?
Rzeczywiście, takiej sytuacji nie było od dawna. Z jednej strony dobrze, że mamy zawodników, na których znajdują się kupcy, a z drugiej – nie uzyskujemy za nich kwot, jakie byśmy chcieli. Jeśli polskie zespoły nie będą grać w europejskich pucharach, najlepiej w fazie grupowej Ligi Mistrzów, trudno nam będzie przekroczyć granicę 10 mln euro.
Po tym jak Legia sprzedała Radosława Majeckiego do Monaco za 7 mln euro, pojawiły się głosy, że może lepiej było poczekać i po mistrzostwach Europy spróbować wziąć za niego jeszcze więcej...
To bardzo wysoka kwota jak na zawodnika z polskiej ligi, w dodatku bramkarza. Za piłkarzy ofensywnych, którzy strzelają gole, kluby gotowe są płacić więcej, w bramce rotacje są rzadsze, dobry zawodnik na tej pozycji może bronić przez długie lata. Jeżeli przychodzi propozycja dla bramkarza, raczej nie ma co zwlekać, ponieważ kolejna może już się nie pojawić.
Kibice w Warszawie oczekują powrotu tytułu na Łazienkowską, tymczasem Legia w połowie sezonu pozbyła się najlepszego strzelca Jarosława Niezgody...