W ciągu tygodnia Polacy pokonali Finlandię 5:1, zremisowali z Włochami 0:0 i pokonali Bośnię i Hercegowinę 3:0. We wrześniu wygrali z nią na wyjeździe 2:1, a jedyną porażkę ponieśli w Amsterdamie z Holandią 0:1. To było 4 września. W pierwszym meczu kadry po dziesięciomiesięcznej przerwie. Bez Roberta Lewandowskiego, który musiał odpocząć po nienormalnym sezonie Ligi Mistrzów.
Potem przyszło październikowe zgrupowanie kadry. Maciej Rybus i Piotr Zieliński nie mogli w nim wziąć udziału z powodu koronawirusa. Jerzy Brzęczek, który też się zaraził, po kuracji w domu zjawił się w Sopocie na dzień przed meczem z Finlandią.
Przyjechał też Arkadiusz Milik, który tak pokierował swoim życiem, że jeszcze latem rzekomo chcieli go wszyscy, a teraz w ogóle nie gra. Michał Karbownik i Jakub Moder podpisali kontrakty z Brighton, ale oni przynajmniej na razie zostali w swoich klubach.
Do tego doszedł histeryczny atak na poświęconą Brzęczkowi książkę. Dostało się autorce Małgorzacie Domagalik i selekcjonerowi. Rzadko się zdarza, żeby książka została poddana tak miażdżącej krytyce, nim jeszcze się ukazała. Brzęczek musiał to przeżyć, przed meczami pytano nawet piłkarzy o atmosferę w drużynie. A oni książki nie czytali, bo jej jeszcze nie było.
Dobór słów
Selekcjoner wykazał się klasą, nie dawał się podpuścić, na konferencjach dobierał słowa. I robił swoje. Po trzech ostatnich meczach można usłyszeć i przeczytać, że wreszcie są powody do optymizmu. To prawda, przyszedł ten moment.