– Całą winę biorę na siebie. Ale wiem, że jestem w stanie podnieść tę drużynę i znaleźć rozwiązanie, by poprawić naszą grę – opowiadał Zinedine Zidane po koszmarnym wieczorze w Lidze Mistrzów, w którym zdziesiątkowany przez kontuzje i koronawirusa Szachtar obnażył wszystkie słabości Realu i wywiózł z Madrytu trzy punkty (3:2).
Na treningowym stadionie im. Alfredo Di Stefano (Santiago Bernabeu przechodzi modernizację) doszło do jednej z najdziwniejszych porażek Królewskich w Champions League. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się im przegrywać do przerwy 0:3. Aż strach pomyśleć, jakim wynikiem skończyłby się ten mecz, gdyby rywalem był Bayern, a nie wspierany przez młodzież i rezerwowych zespół z Ukrainy.
Trener Szachtara Luis Castro mówił, że jego zawodnikom starczy sił na 25 minut, być może uśpiło to czujność piłkarzy Realu, może uwierzył w to nawet Zidane, bo posłał do gry eksperymentalną jedenastkę – bez Karima Benzemy, Toniego Kroosa, Isco i Viniciusa Juniora.
Chciał dać im odpocząć przed El Clasico, a podpalił lont. Zamiast łatwego zwycięstwa była kolejna w ostatnich dniach trudna do wytłumaczenia porażka na własnym terenie (w weekend Real przegrał z beniaminkiem Cadizem). Jeśli w drużynie, od której wymaga się trofeów – i przynajmniej skutecznej, jeśli nie efektownej gry – najlepszym zawodnikiem jest bramkarz, to znaczy, że w Madrycie mają problem.
Ponura szatnia
Real odzyskał mistrzostwo Hiszpanii dzięki świetnie zorganizowanej defensywie, a dziś, kiedy ze składu wypadł kontuzjowany Sergio Ramos, błędy kolegów naprawiać musi bramkarz Thibaut Courtois. Raphael Varane bez Ramosa jest jak dziecko we mgle, nie dość, że nie radzi sobie z pilnowaniem przeciwników, to jeszcze w środę strzelił samobójczego gola. – Tym razem nie pomógł im nawet VAR – ironizuje kataloński „Sport”.