Jeszcze kilka dni temu nie wiadomo było, czy półfinały w ogóle dojdą do skutku. Wyjątkowo nie przez pandemię, ale zapowiadane surowe kary dla buntowników.
Europejska Federacja Piłkarska (UEFA) groziła, że wyrzuci z europejskich pucharów każdy klub, który odważy się przystąpić do Superligi. Kreślono scenariusze, że Real, Chelsea i Manchester City w półfinałach Champions League zastąpić mogłyby Bayern, Porto i Borussia Dortmund – drużyny, które odpadły rundę wcześniej, ale pokusie stworzenia elitarnych rozgrywek nie uległy.
Mniej prawdopodobne wydawało się, że trofeum przyznane zostanie Paris Saint-Germain. Po pierwsze – bo UEFA nie może sobie pozwolić na utratę przychodów z praw telewizyjnych. Po drugie – bo nagrodziłaby klub, który drwił z Finansowego Fair Play do tego stopnia, że UEFA sama uznała, iż to walka z wiatrakami, i szykuje się już do poluzowania przepisów.
Ceferin grozi palcem
– Wykluczenie nas z Ligi Mistrzów byłoby absurdalne i nielogiczne. Mamy prawo tu być – mówił trener Realu Zinedine Zidane. I dodał, że nie martwi się, czy awantura wpłynie na traktowanie klubu przez UEFA.
Królewscy jako jedyni spośród 12 założycieli Superligi nie wydali żadnego oświadczenia, a prezes Florentino Perez, wybrany na szefa nowego projektu, zapowiada kontynuowanie prac nad zamkniętymi rozgrywkami dla krezusów i straszy karami za ich opuszczenie.