Jedyną bramkę meczu w Mediolanie strzelił Filippo Iznaghi i w ten sposób pobił rekord goli w europejskich pucharach, który dotychczas dzielił z Niemcem Gerdem Muellerem. Bramka była taka jak wiele strzelonych przez niego wcześniej – po podaniu Cafu z kilku metrów wepchnął piłkę do siatki obok Artura Boruca – a okoliczności wyjątkowo niesprzyjające świętowaniu rekordu. To też jest Liga Mistrzów: trybuny kłujące w oczy pustymi miejscami, senne tempo gry, starcie tych, którym się nie chce, z tymi, którzy nigdy nad pewien poziom się nie wzniosą.
Milan awans miał już zapewniony wcześniej, a to ostatnia drużyna, która chciałaby dawać z siebie dużo, gdy nie trzeba. Zwłaszcza przed podróżą do Japonii na klubowe mistrzostwa świata, z powodu której ostatnią kolejkę spotkań w grupie D przyspieszono o tydzień. Celtic tylko bronił punktu, który dawał mu awans bez oglądania się na wynik meczu w Doniecku.Artur Boruc przez całą pierwszą połowę nie musiał robić nic, Żeljko Kalac w bramce Milanu tym bardziej. Trener Gordon Strachan odgrażał się, że jego drużyna przyjechała po wygraną, ale na boisku nie było tego widać nawet przez chwilę.
Piłkarze Celticu na pewno wiedzieli, że nie muszą się starać nawet o remis, bo Szachtar przegrywa w Doniecku – kibice gości po bramkach dla Benfiki w 6. i 22. minucie świętowali na San Siro bardzo głośno – ale dla Strachana to nie było żadne usprawiedliwienie. Schodził na przerwę zdegustowany, kibice Milanu swoich piłkarzy żegnali gwizdami. Nawet Kaka, który przywiózł na stadion Złotą Piłkę i pokazał się z nią przed meczem, w pierwszej połowie grał słabo.
Po przerwie Boruc też długo czekał na okazję do złapania albo odbicia piłki, ale spokój w jego polu karnym się skończył. Najbliższy zdobycia bramki był Inzaghi, znalazł się sam przed polskim bramkarzem, ale Boruc ruszył do niego w najlepszym momencie i zmusił do niecelnego strzału. To był tego wieczoru najczęściej oglądany widok. Do 69. minuty, gdy padł gol, piłka po strzałach zawodników Milanu za każdym razem leciała nie tam, gdzie trzeba.
Clarence Seedorf z rzutu wolnego tuż sprzed linii pola karnego trafił w mur, a w jeszcze lepszej sytuacji w klatkę piersiową Gary’ego Caldwella. Kaka uderzał ponad poprzeczką, a piłkarze Celticu tak jakby myśleli, że bramka Milanu stoi gdzie indziej. Nie zmienili tego ani Maciej Żurawski, który niespodziewanie dostał od trenera szansę w ostatnim kwadransie, ani Jan Vennegoor of Hesselink. Taki jest Celtic w meczach wyjazdowych. W drugiej rundzie Ligi Mistrzów po raz drugi z rzędu wystąpi drużyna, która potrafi grać tylko u siebie, obcy stadion paraliżuje ją nawet wtedy, gdy – jak wczoraj – jest w połowie pusty, a rywal gra w rezerwowym składzie. Mija już 14 miesięcy, od kiedy Celticowi udało się nie stracić bramki w wyjazdowym meczu ligowym lub pucharowym. W Mediolanie goli dla gospodarzy mogło być znacznie więcej, bo w ostatnich minutach Boruc co chwila zabierał się do pracy. Ładnie obronił strzał Cristiano Brocchiego, jeszcze ładniej dobitkę Inzaghiego, choć akurat jej nie musiał, bo sędzia zobaczył, że Włoch był na spalonym.