Kiedy w 1987 roku niemiecki bramkarz Harald Schumacher napisał w swojej książce, że 90 procent zawodników z Bundesligi jest uzależnionych od narkotyków, nie tylko nikt mu nie uwierzył, ale został niemalże wyklęty. Nigdy więcej nie dostał powołania do reprezentacji, a takie spojrzenie na futbol potraktowano jak marketingowy zabieg mający zachęcić do zakupu autobiografii.
Dwadzieścia lat i kilkadziesiąt książek później problem narkotyków w futbolu nikogo już nie szokuje. W 2003 roku w ankiecie przeprowadzonej przez BBC wśród 700 zawodników angielskiej Premiership okazało się, że aż 46 procent pytanych zna kogoś regularnie zażywającego środki odurzające.
Króluje kokaina. Zaczęło się od Diego Maradony, który w 1991 roku podczas gry w Napoli za jej zażywanie został zawieszony na 15 miesięcy. Do reprezentacji Argentyny wrócił na mistrzostwa świata trzy lata później, ale testy, jakim poddano go po zwycięstwie 4:0 nad Grecją, znowu dały wynik pozytywny. Po tym Maradona już się nie podniósł, kilkakrotnie w stanie krytycznym walczył o życie. Zwalczać uzależnienie pomagał mu jego przyjaciel Fidel Castro, zapraszając na kurację na Kubę, i chociaż ostatnio genialny niegdyś piłkarz znowu występuje publicznie, lekarze określili jego organizm jako skrajnie zniszczony przez narkotyki.
Maradona dla wielu kibiców jest najlepszym zawodnikiem w historii. Innego zdania jest Międzynarodowa Federacja Piłkarska. FIFA w każdym plebiscycie za króla futbolu uznaje Brazylijczyka Pele, bo nie chce się pogodzić z tym, że symbolem piłki nożnej mógłby być człowiek, który przegrywa najważniejszy mecz – o życie.
Kokaina zniszczyła karierę także innemu Argentyńczykowi Claudio Cannigii, który w 1993 roku został zawieszony na 13 miesięcy i nigdy nie powrócił do formy sprzed karencji. Pojechał wprawdzie na mundial do Korei i Japonii (2002) i przeszedł do historii, jednak nie z powodu popisów na boisku, ale dlatego, że jest jedynym graczem, który na mistrzostwach świata dostał czerwoną kartkę, dwa mecze zawieszenia i 2 tysiące funtów grzywny za to, że głośno wyrażał swoje niezadowolenie z sędziowania. Niby nic specjalnego, ale Cannigii nie było wtedy na boisku, tylko siedział na ławce rezerwowych.