Arsenal jesienią zachwycał swobodą, z jaką jego młodzi piłkarze rozbijali kolejnych rywali, ale teraz płaci za ich brak doświadczenia. Zaczęła się ta część sezonu, którą trener Manchesteru United Alex Ferguson nazwał kiedyś „squeaky-bum time”: stawka coraz większa, zmęczenie i napięcie też. Nie wszyscy piłkarze Arsenalu tę próbę przechodzą dobrze. Emmanuel Adebayor, nazywany nowym Thierrym Henrym, przez ostatnie półtora miesiąca strzelił tylko jednego gola, choć bardzo ważnego: Milanowi w rewanżu 1/8 finału LM.
Arsenal ma jeszcze jeden problem: rozdarcie między Premiership i odrabianiem strat do MU (sześć punktów) a grą w Europie. Liverpool nie musi wybierać: w lidze angielskiej pilnuje tylko czwartego miejsca dającego prawo gry w eliminacjach LM. Steven Gerrard zapewniał przed meczem, że to może być przewagą jego drużyny. – Gdyby Arsenal przegrał w sobotę z Boltonem (pokonał go po dramatycznej pogoni, od 0:2 do 3:2 – red.), miałby przynajmniej jasność, o co gra w tym sezonie. A tak ciągle ma pół szansy na sukces w lidze i to może rozpraszać uwagę jego piłkarzy – mówi Gerrard. W Premiership jesienią Arsenal wygrał u siebie z Liverpoolem 3:0, ale Liga Mistrzów ma inną alchemię.
W Liverpoolu wprawdzie nie milkną spory między amerykańskimi właścicielami klubu, ale ma to raczej pozytywny wpływ na drużynę: gdzie George Gillett i Tom Hicks się kłócą, tam Rafael Benitez korzysta. Zwolnienie już trenerowi nie grozi, nie tylko dlatego, że wyniki ma ostatnio znakomite. Również dlatego, że właściciele nie potrafiliby dziś uzgodnić żadnej decyzji, nawet najbardziej błahej. Obaj będą na meczu w Londynie, ale poprosili o miejsca w lożach honorowych jak najdalej od siebie.
Na stadionie Emirates będą również wysłannicy konsorcjum z Dubaju, które ciągle nie poddaje się w walce o przejęcie udziałów w klubie. Chciałoby odkupić te należące do Gilletta, ale na to nie zgadza się Hicks.
Dziś jest w Lidze Mistrzów dzień angielski. Trzecia drużyna z Premiership – Chelsea – zagra w Stambule z Fenerbahce. Po losowaniu wszyscy na Stamford Bridge wydawali się zadowoleni: trafili na jednego z najsłabszych rywali w 1/4 finału, do tego rewanż rozegrają u siebie. Ale zanim zaproszą Fenerbahce na przyszły wtorek w Londynie, muszą przetrwać dzisiejszy seans nienawiści na stadionie Sukru Saracoglu. Tam gdzie ryk kibiców potrafi onieśmielić każdego i gdzie Fenerbahce wygrało wszystkie mecze w obecnej Lidze Mistrzów. Na Sukru Saracoglu przegrywały już w tym sezonie Inter Mediolan i Sewilla. Wygrała tylko jedna drużyna: Bursaspor w meczu ligi tureckiej.
– Dziś mamy obowiązek zwyciężyć – mówi Zico, trener Fenerbahce. – My również, obojętne w jakim stylu – odpowiada Avram Grant. Na lotnisku w Stambule trenera Chelsea powitała delegacja z kwiatami – od kibiców Galatasaray. Dla nich każdy, kto wygra z Fenerbahce, jest przyjacielem od serca.