Dziś zaczyna się angielski serial o tym, jak młodzi piłkarze z fantazją spotykają starszych piłkarzy z doświadczeniem. Siedem dni, trzy odcinki, w każdym Arsenal kontra Liverpool: dziś w Londynie w Lidze Mistrzów, w sobotę w Londynie w Premiership, w przyszły wtorek w Liverpoolu znów w LM.
Rywali łączy to, że mają trenerów z zagranicy, hiszpańskich bramkarzy (Almunię i Reynę) oraz po jednym młodym Hiszpanie podbijającym Anglię: Arsenal Cesca Fabregasa, Liverpool Fernando Torresa. Różnic jest dużo więcej.
Arsenal kocha piłkę, Liverpool kocha taktykę. Arsenal tworzy, Liverpool przeszkadza. Piłkarze Arsene’a Wengera potrafią się odnaleźć w różnych stylach gry, rywale do perfekcji opanowali jeden: odebrać piłkę, podać jak najszybciej do Torresa lub Stevena Gerrarda, strzelić bramkę i wracać do obrony.
Dwaj dzisiejsi przeciwnicy od niedawna są sąsiadami w tabeli Premiership (na trzecim i czwartym miejscu), ale nawet jeśli chodzi o formę w tym sezonie, ciągle się rozmijają. Gdy Arsenal prowadził w lidze, Liverpool był jej chorym człowiekiem. Teraz, gdy piłkarze Wengera zaczęli się potykać, zespół Beniteza idzie od zwycięstwa do zwycięstwa. W lidze Arsenal wygrał tylko jedno z ostatnich sześciu spotkań, w sobotę z Boltonem 3:2. Liverpool tylko jednego z ostatnich sześciu meczów nie wygrał: pokonał go Manchester United 3:0.
Arsenal kocha piłkę, Liverpool kocha taktykę. Arsenal tworzy, Liverpool przeszkadza