W drugim spotkaniu Fenerbahce będzie bronić w Londynie przewagi z pierwszego meczu z Chelsea.
Rafael Benitez zapewnia, że nie chce bezbramkowego remisu, woli awans wywalczyć, pokonując Arsenal, ale to nie znaczy, że Liverpool będzie pod bramką rywali częstszym gościem niż w meczu przed tygodniem. Wtedy wystarczyła mu jedna szarża Stevena Gerrarda, a potem czekanie na szansę w kontratakach. W sobotę w spotkaniu w Premiership było nieco inaczej, Liverpool w pierwszej połowie miał przewagę, ale ten mecz dla obu stron był eksperymentem.
Trenerzy Arsenalu i Liverpoolu oszczędzali wówczas siły ważnych piłkarzy przed rewanżem w LM. Arsene Wenger, zostawiając na ławce rezerwowych Emmanuela Adebayora, Aleksandra Hleba, Gaela Clichy i Philippa Senderosa, dał znak, że pogoń za Manchesterem i Chelsea w lidze angielskiej to teraz cel drugorzędny.
Liczy się Liga Mistrzów, to ona daje większe szanse, że Arsenal nie skończy tego sezonu z pustymi rękami. Nie grał również w sobotę Robin van Persie, którego z powodu kontuzji uda Wenger musiał przed tygodniem zmienić w przerwie. Wszystko wskazuje na to, że Holender (asystował przy golu Adebayora) dziś również nie pojawi się na boisku, choć do kadry na ten mecz został włączony.
Z piłkarzy Liverpoolu odpoczywali w lidze m.in. Gerrard i Fernando Torres. Dziś wrócą do składu, a Peter Crouch na ławkę, mimo że w sobotę strzelił gola po rajdzie, którego nie powstydziłby się Torres. Rafael Benitez przez pół sezonu żonglował piłkarzami, ale teraz w najważniejszych meczach trzyma się sprawdzonego składu. Jeśli się okaże, że Hiszpan znów miał rację, będzie to dla Liverpoolu już trzeci półfinał Ligi Mistrzów od 2004 roku.