Mam szczęście do ludzi

Wychodzimy na boisko żeby zwyciężać - mówi Maciej Skorża, trener piłkarzy Wisły Kraków, mistrza Polski.

Aktualizacja: 22.04.2008 08:12 Publikacja: 21.04.2008 17:53

Maciej Skorża

Maciej Skorża

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Wisła zdobyła mistrzostwo Polski z rzadko spotykaną przewagą. Spodziewał się pan, że pójdzie tak gładko?

Maciej Skorża:

Wychodzimy na boisko żeby zwyciężać. Zapracowaliśmy na pierwsze miejsce, chociaż przeciwnicy byli dobrzy. Duża przewaga nad nimi robi wrażenie, ale nie mówi ile wysiłku musieliśmy włożyć w każdy mecz.

Teraz macie przed sobą już tylko wyrównanie rekordu Widzewa, który w sezonie 1995-96 zdobył mistrzostwo nie przegrywając żadnego meczu.

Ja bym tak tego nie określił. Bicie rekordów nie jest naszym celem. Oczywiście sezon bez porażki byłby powodem do satysfakcji, ale ja wolałbym żeby Wisła nawiązała do tradycji Widzewa z tamtego okresu. Chciałbym zostawić coś w historii Wisły poza wzmianką, że jedenasty tytuł dla Białej Gwiazdy zdobyli piłkarze z trenerem jakich wielu. Takim wydarzeniem historycznym byłby oczywiście awans do Ligi Mistrzów lub fazy grupowej Pucharu UEFA.

Widzi pan na to szanse? Mistrzowi Polski nie udaje się zagrać w Lidze Mistrzów od dwunastu lat. Dlaczego Wiśle miałoby się udać?

Bo to jest dobra drużyna, która może jednak rywalizować z europejskimi zespołami średniej klasy. Nawet bez żadnych zmian kadrowych stać nas na zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów, pod warunkiem, że będziemy mieli szczęście w losowaniu. Do dwóch meczów przygotować się można, ale do sześciu już nie. Nawet gdybyśmy w Lidze Mistrzów zagrali, to obawiam się, że z nie najlepszym skutkiem. Bez wzmocnień w tak silnej konkurencji nie damy sobie rady.

Kto się panu w drużynie Wisły nie podoba?

Podobają mi się wszyscy. To jest zespół bardzo dobrych, pracowitych zawodników, prawdziwi mistrzowie. Ale to mistrzostwo, którego już nikt nam nie odbierze, to tylko etap w planach. Teraz trzeba zrobić następny krok. Żeby myśleć o nawiązaniu walki w Europie powinniśmy sprowadzić do Krakowa minimum trzech - czterech zawodników. Pierwszym z nich jest bramkarz, drugim - boczny obrońca, który byłby konkurencją dla Marcina Baszczyńskiego. Przydałoby się. Baszczyński dawał się ostatnio ogrywać nawet niedoświadczonym napastnikom Legii.

Ale Marcin gra wszystkie mecze po 90 minut, mimo że w zimie przechodził operację. Nie mogę mieć do niego pretensji. Na pozostałych pozycjach w obronie nie widzę potrzeby zmian. Piotr Brożek zadomowił się na lewej obronie, zresztą tam może grać ktoś inny. Dariusz Dudka też przeszedł przez tę pozycję a jest jeszcze Adam Kokoszka, mogący grać na środku lub z boku. Arek Głowacki z Cleberem na środku to jest dobra para.

Ja mam do nich ograniczone zaufanie...

Proszę pamiętać, że nie jesteśmy krezusami. Nie możemy kupić każdego zawodnika, jaki się nam podoba. Na razie mogę więc mówić o piłkarzach z naszej ligi. Do pomocy potrzebny nam ktoś taki jak Łukasz Garguła z Bełchatowa, Maciej Iwański z Lubina lub Radek Majewski z Groclinu. To są piłkarze, z którymi będziemy rozmawiać. Nie udało się nam z Gargułą zimą, mam nadzieję, że uda się teraz. Przydałby się też co najmniej jeden skrzydłowy. Jeden lub dwóch. Gdybyśmy te plany zrealizowali, byłbym spokojniejszy. Powinniśmy przeprowadzić transfery jak najszybciej po zakończeniu rozgrywek. Jeszcze w maju wyjeżdżamy do USA i Kanady, gdzie spotkamy się prawdopodobnie z olimpijską drużyną Brazylii, a na tydzień przed eliminacjami do Ligi Mistrzów rozegramy mecz z Borussią Dortmund, która jest nam to winna za transfer Kuby Błaszczykowskiego. To będzie rodzaj próby generalnej.

Być może nawet coś więcej. Słyszałem, że jeśli nie uda się wam awansować ani do Ligi Mistrzów, ani Pucharu UEFA, kilku zawodników odejdzie z klubu - Radosław Matusiak, Marek Zieńczuk, a może ktoś jeszcze.

Tak się może stać. Dlatego sierpień będzie dla klubu miesiącem przełomowym.

Pan często podkreśla, że ufa swoim zawodnikom. Czy zdarzyło się, że sprawili panu zawód?

Tylko raz, w niedawnym meczu o Puchar Ekstraklasy z Legią, przegranym 0:1. To był dla mnie najtrudniejszy moment od kiedy przyszedłem do Krakowa. Nie zrobiliśmy wszystkiego, żeby ten mecz wygrać, nie byliśmy Wisłą Kraków, choćby taką, która walczyła przez 90 minut z Cracovią. Wtedy chłopcy sprawili mi zawód, doszło do ostrych rozmów, których, mam nadzieję, już nie będziemy musieli więcej przeprowadzać.

Nie bardzo to sobie wyobrażam. Pan potrafi podnieść głos?

Jestem spokojny, dopóki coś bulwersującego się nie wydarzy. Uważam, że mój spokój udziela się piłkarzom, ale kiedy ja wybucham, oni też, więc tym bardziej staram się tego unikać. Do takiej sytuacji doszło niedawno podczas meczu z Odrą, kiedy sędzia ukarał Clebera czerwoną kartką. Głośno powiedziałem sędziemu, że nie ma racji, zawodnicy go obstąpili, on zaczął się tłumaczyć i zrobiło się nerwowo. A potem obejrzałem sobie sytuację w telewizji i musiałem przyznać mu rację. Poszedłem go więc przeprosić.

Pańska kariera jest absolutnie modelowa. Od piłkarza, wszystkie kolejne szczeble pracy trenerskiej, tytułu mistrza Polski z juniorami Amiki, Puchar Polski z Groclinem, asystenturę w kadrze u Pawła Janasa, po tytuł mistrza z Wisłą. A ma pan zaledwie 36 lat. Jak to się robi?

Mam szczęście do ludzi. Pawła Janasa, Mirosława Jabłońskiego, Stefana Majewskiego. Od każdego czegoś się nauczyłem. Ale zaczęło się na studiach w Warszawie, gdzie moimi wykładowcami byli czterej panowie, których nigdy nie zapomnę - Rudolf Kapera, Dariusz Śledziewski, profesor Zenon Ważny i doktor Krzysztof Zuchora.

Co panowie Ważny i Zuchora mają wspólnego z piłką nożną?

Profesor Ważny wykładał na AWF teorię sportu a doktor Zuchora metodologię wychowania fizycznego. To były bardzo interesujące zajęcia. Tak mnie to wciągnęło, że otworzyłem nawet przewód doktorski u profesora Ważnego, ale na tym się skończyło, bo musiałem wyjechać do Wronek. Bardzo chętnie jednak do tego wrócę, bo czuję, że praca naukowa bardzo by mi odpowiadała.

Na jaki temat będzie ten doktorat?

Chodzi o stworzenie programu komputerowego do analizy meczów piłkarskich. Mieliśmy badać, czy są jakieś prawidłowości w piłce, jakie sytuacje i kiedy się powtarzają i co może z tego wynikać. To jest jeszcze do zrobienia.

Jacek Gmoch próbował robić coś takiego 30 lat temu. Jego alchemia futbolu nie została jednak przyjęta entuzjastycznie.

Ale może coś w tym jest. Przez 30 lat świat poszedł do przodu, komputery są nowocześniejsze. Takie badania to wyzwanie. Piłka też się zmienia. Jeśli czegoś się szuka, to na ogół się znajduje.

Wisła zdobyła mistrzostwo Polski z rzadko spotykaną przewagą. Spodziewał się pan, że pójdzie tak gładko?

Maciej Skorża:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Polska - Malta. Sto minut nudów
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Piłka nożna
Polska - Malta 2:0. Punkty są, zachwytu brak
Piłka nożna
Holandia rywalem Polski w walce o mundial. Nie kryją zadowolenia
Piłka nożna
Hiszpania w półfinale Ligi Narodów, Holandia zagra o mundial z Polską
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Polska - Litwa 1:0. Drużyna, która nie daje radości
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście