Tamtą Danię pamiętamy jako drużynę równorzędnych piłkarzy, bez wyraźnego lidera, ale gdyby nie Schmeichel, zwycięstwa w 1992 roku by nie było. Od początku grał znakomicie, zatrzymał w półfinale strzał van Bastena w serii rzutów karnych, w finale złapał jedno z dośrodkowań jedną ręką.
Lubił takie popisy. Straszył przeciwników posturą niedźwiedzia i wielkim zasięgiem ramion. Wrzeszczał niemiłosiernie na swoich obrońców. Podobno kibiców zaczepiających go na ulicy też potrafił ustawić po swojemu.
Na Wyspach Brytyjskich miał przydomek Great Dane (po angielsku – Wielki Duńczyk, ale też dog niemiecki). Ruszał odważnie z bramki, rzucał się w stronę rywala. Póki grał, napastnicy nie mieli kłopotów z odpowiedzią, z jakim bramkarzem najbardziej nie lubią się spotykać oko w oko.
Schmeichel często biegł też pod przeciwną bramkę, gdy drużyna była w potrzebie. W całej karierze zdobył 11 goli, z czego po jednym w europejskich pucharach i w meczu reprezentacji. Zagrał z nią w mundialu 1998 i czterech mistrzostwach Europy. Jest rekordzistą duńskiej kadry, jeśli chodzi o rozegrane mecze – 129.
Jego drugie imię to Bolesław, jest synem Anatola Schmeichela, muzyka z Wąbrzeźna, i Dunki Inger. Rodzice poznali się w sopockim teatrze, gdzie Anatol pracował, a Ingrid, pielęgniarka ze „Stefana Batorego”, przyszła na spektakl. Gdy żona była w ciąży z pierwszym dzieckiem, Anatol Schmeichel zdecydował, że lepiej im będzie po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Najpierw wysłał do Danii żonę, potem długo walczył o paszport. Udało się w 1961 r., dwa lata później urodził się Peter.