Kibice na Stamford Bridge oglądali mecz Chelsea z Boltonem Wanderers z telefonami komórkowymi przy uchu, nasłuchując wieści z równolegle toczącego się spotkania Manchesteru z Wigan. Końcówka ligi była najbardziej emocjonująca od 1968 roku, kiedy to Manchester City dopiero w ostatniej kolejce wyprzedził Manchester United.

Mimo takiej samej liczby punktów różnica strzelonych i straconych goli pomiędzy dwiema drużynami walczącymi o tytuł w tym sezonie była tak olbrzymia, że marząc o mistrzostwie, Chelsea musiała liczyć na potknięcie Manchesteru. Liczył na to sam Roman Abramowicz, który pojawił się w swojej loży i pierwszy raz od dawna wydawał się zainteresowany wydarzeniami na boisku.

Postronni kibice mogli wreszcie kibicować Chelsea. Bez Jose Mourinho, czyli bez buńczucznych zapowiedzi i obrażania rywali, bez milionów euro wpompowanych w nowe gwiazdy piłkarze prowadzeni przez nikomu wcześniej nie- znanego Avrama Granta rzucili się w pogoń za Manchesterem, do którego w pewnym momencie tracili aż 16 pkt. Pogoń była jednak zbyt męcząca albo pobudka za późna. Kiedy wczoraj w doliczonym czasie gry Chelsea straciła gola w meczu z Boltonem i zaledwie zremisowała, na Old Trafford trwała już feta.

Manchester był w tym sezonie najlepszy i wygrał zasłużenie. Gole w meczu z Wigan strzelali Cristiano Ronaldo (31. gol w lidze) i niezniszczalny Ryan Giggs, który wyrównał wczoraj rekord występów w United należący do Bobby’ego Charltona (758 spotkań). Drugi raz z rzędu mistrzem Anglii został Polak – Tomasz Kuszczak wystąpił w tym sezonie w dziewięciu meczach.

Do dogrywki dojdzie już 21 maja w Moskwie, kiedy obie drużyny spotkają się w finale Ligi Mistrzów. Chelsea zapewne bez Johna Terry’ego, który wczoraj został zniesiony z boiska po zderzeniu z Petrem Cechem.