Manchester Utd. - Chelsea, czyli wojna amerykańsko-rosyjska

Manchester United i Chelsea Londyn, które walczyły o mistrzostwo Anglii, a teraz zmierzą się w moskiewskim finale Ligi Mistrzów, to przykłady tego, że miłość zagranicznych pieniędzy do angielskich klubów usłana jest cierniami

Aktualizacja: 18.05.2008 11:32 Publikacja: 18.05.2008 09:16

Chelsea w akcji

Chelsea w akcji

Foto: AFP

Przez wiele lat właścicielami klubów bywali Anglicy, którzy mieli marzenia i dość pieniędzy, by je realizować. Aż nagle pojawił się Roman Abramowicz. Wprawdzie już wiele lat przed nim angielskie Fulham nabył Mohammed al Fayed, ale dopiero Rosjanin całkowicie zmienił panujące nad Tamizą obyczaje. Czekał na sukces wiele lat, ale dziś może sobie powiedzieć, że się opłaciło. Jego piłkarze w stolicy Rosji mają szansę wznieść w górę puchar dla najlepszej drużyny Europy.

W 2003 roku Abramowicz kupił od Kena Batesa podupadającą Chelsea Londyn, która jedyne mistrzostwo Anglii zdobyła niemal pół wieku wcześniej. Podobno wydał na ten cel 60 mln funtów. Dodatkowo spłacił ogromne zadłużenie, sięgające 80 milionów. Ale to dla Rosjanina był skromny wydatek. Abramowicz miał mnóstwo pieniędzy, które zarobił na początku lat 90. na syberyjskiej ropie i spekulacji akcjami. Majątek byłego właściciela Sibnieftu (w 2005 roku sprzedał swoje udziały państwowemu Gazpromowi) szacuje się na ok. 15 miliardów dolarów. Ponieważ jego nowy klub w gronie europejskich potęg mógł być uważany za parweniusza, Abramowicz, jak każdy nuworysz, musiał kupować sobie szacunek. Zamiar miał jeden: uczynić z Chelsea największy klub europejski.

Trener Claudio Ranieri nie pasował do jego koncepcji budowania potęgi. Był za spokojny i miał zbyt anonimowe nazwisko. Kiedy tylko Abramowicz przekroczył progi Stamford Bridge William Hill mógł przyjmować zakłady, kiedy spadnie głowa Włocha. Mimo zdobycia wicemistrzostwa Anglii i dotarcia do półfinału Ligi Mistrzów Ranieri nie pozostał na stanowisku. Na jego miejsce przyszedł kandydat idealny. Jose Mourinho - wygadany, sprawiający wrażenie wszechmocnego zwycięzca Ligi Mistrzów w 2004 roku z drużyną FC Porto, miał zagwarantować triumfy w Europie. Równolegle rozpoczął się zaciąg gwiazd. Do Londynu przenieśli się: bramkarz Petr Cech (mimo że w klubie był świetny Carlo Cudicini), obrońcy Ricardo Carvalho i Paulo Ferreira, skrzydłowy Arjen Robben i napastnik Didier Drogba. Później dołączyli do nich m.in. Claude Makelele, Michael Essien, Michael Ballack, czy Andrij Szewczenko.

Abramowicz przeniósł do angielskich salonów obyczaje panujące w rosyjskim biznesie. Podebrał Manchesterowi United dyrektora sportowego Petera Kenyona i utalentowanego nastolatka z Nigerii Johna Obi Mikela. A sposób w jaki negocjowano przejście Ashleya Cole’a z Arsenalu na Stamford Bridge wywołał w Anglii skandal, zaś Arsene’a Wengera doprowadził do pasji.Chelsea dominowała, ale tylko na krajowym podwórku. Mourinho się przechwalał, jednak upragnionego przez Abramowicza pucharu Ligi Mistrzów nie zdobył. Teraz szansę na uradowanie miliardera ma duchowy następca Ranieriego, Avram Grant. Doskonale nijaki i anonimowy trener, awansując do moskiewskiego finału, już osiągnął z Chelsea więcej od słynnego Portugalczyka.

Mecz dwóch angielskich drużyn, będzie także starciem rosyjsko-amerykańskim. Obok Abramowicza, w loży VIP zasiądzie zapewne Malcolm Glazer. Dla niego to spotkanie również będzie szansą na wynagrodzenie prywatnych krzywd. Choć, odwrotnie niż Abramowicz, on miał problemy na samym początku. Gdy do mediów przedostała się wiadomość, że klub z Old Trafford chce nabyć amerykański miliarder, dyrektor wykonawczy w koncernie First Allied, rozpętała się burza. Przeciwko potencjalnym właścicielom stanęli wszyscy kibice. Zebrani w Niezależnym Stowarzyszeniu Kibiców MU (MUST, dawniej Zjednoczeni Właściciele, Shareholders United) wysyłali wojownicze sygnały. - Nie zdejmiemy oczu z piłki, dopóki nie będzie jasne, że on zrezygnuje - zapowiadał jeden z nich, Jules Spencer.

Również poprzedni właściciele, którzy dotąd mieli z fanami nie po drodze, Irlandczycy Magnier i McManus z firmy "Cubic Expression" zaczęli stwarzać problemy. Wściekłość sympatyków United wzbudziła informacja, że Glazer, aby wykupić ich drużynę zadłużył się pod zastaw przyszłych zysków klubu. Spłonął samochód jednego z członków zarządu, a podczas meczu rezerw grupa fanów wtargnęła na boisko. Dodatkowo, na niekorzyść Amerykanina działało to, że doradzał mu bank JP Morgan, zamieszany w niesławnej pamięci projekt powołania Superligi - europejskiego klubu wzajemnej adoracji dla krezusów. Nick Towle, ówczesny przewodniczący stowarzyszenia MUST, zarzucał Glazerowi chęć przejęcia klubu wyłącznie dla pieniędzy.

Stowarzyszenie miało już wtedy doświadczenie w odstraszaniu inwestorów. Powstało w 1998 roku, w ciągu dwóch dni, po tym, jak okazało się, że klub chce przejąć Rupert Murdoch. Kilka miesięcy później Departament Przemysłu i Handlu, m.in. dzięki ich staraniom, zablokował transakcję, a kibice-właściciele mogli zapisać na swoim koncie pierwszy sukces. Obecnie, jak sami przyznają, czekają na rozwianie się planów Glazera.

Ten jednak specjalnie się nie przejął. Dopiął swego i dziś świętuje zdobycie kolejnego mistrzostwa Anglii, drugiego za czasów swoich rządów. A kibice nie mogą mu zarzucić nawet tego, że w dobie globalizacji futbolu nie dba o angielskość ich drużyny. W ostatnim czasie do zespołu trafili m.in. Michael Carrick, czy Owen Hargreaves, a w rezerwie czeka jeszcze Ben Foster - kolejna nadzieja Anglików na solidnego bramkarza reprezentacji.

Mając w składzie taką liczbę Anglików, w dodatku reprezentantów kraju, zespół z Old Trafford pozostawia pod tym względem daleko w tyle Arsenal Londyn, gdzie na występy może liczyć jedynie Theo Walcott. Jeśli jednak chodzi o pieniądze, to londyńczycy dużo skuteczniej bronią swej angielskości niż Manchester.

Aliszer Usmanow, rosyjski potentat w branży metalurgicznej, nabrał ochoty na zostanie drugim Abramowiczem. Odkupił od Davida Deina 14 proc. udziałów w klubie i niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że ma ochotę na więcej. Wobec tego pozostali współwłaściciele podjęli uchwałę, w której zobowiązali się, że do kwietnia 2009 roku udziały będą mogły być sprzedane tylko konkretnym osobom, a do 2012 roku członkom zarządu będzie przysługiwało prawo pierwokupu. - Ci ludzie kochają Arsenal i są wystarczająco bogaci, by nie potrzebować pieniędzy z jego sprzedaży - stwierdził prezydent klubu, Peter Hill-Wood w imieniu swoim i pozostałych współwłaścicieli.

Hill-Wood, którego rodzina od pokoleń związana jest z Arsenalem, boi się pieniędzy Rosjanina, a raczej ich niepewnego pochodzenia. - Biznes jest mroczny w Uzbekistanie. Samo to jest argumentem przeciwko jego zaangażowaniu w Arsenal. Podobnego zdania jest chyba Sepp Blatter. Szef FIFA, którego nie łatwo zaskoczyć czymkolwiek w kwestiach finansowych, zaniepokoił się nagłą falą przejęć angielskich klubów przez zagranicznych biznesmenów. Zdecydował nawet o powołaniu specjalnej grupy, mającej badać, skąd pochodzą pieniądze, służące do dokonywania tych transakcji.

Niczego złego w uchwale zarządu nie dostrzegł Stan Kroenke, posiadacz ok. 12 proc. udziałów. Amerykański miliarder najwyraźniej zapomniał co się działo, gdy sam kupował akcje londyńskiego klubu. W nabyciu udziałów pomagał mu... Dein, który z tego powodu przestał być wiceprezydentem. Dein, ogłaszając swoją decyzję o wpuszczeniu do Arsenalu Rosjanina, zasłaniał się dobrem klubu. - Zawsze chciałem dla klubu jak najlepiej. Zakochałem się w nim, gdy miałem sześć lat.

Arsenal jest bogaty i zdobywa trofea, a na jego mecze, na nowym The Emirates Stadium przychodzą tłumy. Nikt nie dostrzeże w Usmanowie nowego Abramowicza i nikt nie potrzebuje jego pieniędzy. Nie chcą go też kibice, którzy wypisują pod jego adresem obraźliwe hasła, a ze względu na gabaryty porównują do Jabby - postaci z filmu „Gwiezdne wojny”.

Kłopoty w Arsenalu to jednak nic w porównaniu do tego, co dzieje się między współwłaścicielami Liverpoolu. Gdy George Gillet i Tom Hicks w lutym 2007 roku przejmowali klub, nic nie zapowiadało nieporozumień. W maju ich drużyna zagrała w finale Ligi Mistrzów, a na koniec sezonu zajęła trzecie miejsce, dające prawo gry w kolejnej edycji tych rozgrywek. Nowi właściciele najwyraźniej jednak lubią wyzwania i postanowili utrudnić sobie zarządzanie klubem. Najłatwiej to zrobić, zniechęcając do siebie kibiców. A kibiców najłatwiej zdenerwować, zwalniając uwielbianego trenera. Wobec tego szybko pojawiły się plotki o zatrudnieniu w Liverpoolu Juergena Klinsmanna. Doszło nawet do spotkania obu stron. Gdy jednak Gillet i Hicks zorientowali się, jaką minę usiłują sobie podłożyć, natychmiast wycofali się z pomysłu. Głośniej krzyczał o tym Hicks, twierdząc nawet, że spotkanie wymyślił wspólnik, a on sam nawet się na nie spóźnił.

Hicks za wszelką cenę chce zostać jedynym właścicielem. Gdy jego partner usiłował sprzedać swoje udziały konsorcjum z Dubaju, zablokował transakcję. Gillet przyznał potem, że składał również ofertę Hicksowi, ten jednak zbyt długo zwlekał z decyzją. Wobec tego na razie usiłuje zdobyć popularność kibiców innymi metodami. Rozpoczął w tym celu wojnę propagandową, której ofiarą padł Rick Parry, dyrektor wykonawczy Liverpoolu. - Nie zarabiamy tyle, ile powinniśmy. Nie walczymy o rynek azjatycki tak jak Manchester, albo Barcelona. Nie mamy nowego stadionu. Rick powinien zrezygnować z pracy w Liverpoolu. Wkłada w to serce, ale już czas na zmiany - twierdzi Hicks.

Angielska prasa nie ufa jednak deklaracjom Amerykanina. „Parry’emu leży na sercu dobro klubu, podczas gdy Hicksowi zależy na dobru Hicksa" - napisał The Daily Telegraph. Jedynym zastrzeżeniem do dyrektora może być to, że nie potrafi dogadać się z Benitezem. Usiłuje to wykorzystać Hicks.- Jeśli wykupię George’a, pierwszą rzeczą, jaką zrobię, będzie przedłużenie umowy z trenerem o rok.

Na całym tym zamieszaniu najlepiej wyszedł Benitez, którego chyba nikt nie odważy się teraz zdymisjonować. Takich skrupułów nie ma Thaksin Shinawatra. Multimilioner, były premier Tajlandii, który jest właścicielem Manchesteru City zaledwie rok temu zatrudnił jako trenera Svena Gorana Erikssona. I już go zwolnił. Niezadowolony z dziewiątego miejsca w lidze chyba zapomniał, że w zeszłym sezonie jego klub ledwie obronił się przed spadkiem. Wszyscy dobrze oceniali pracę, jaką z drużyną wykonał szwedzki szkoleniowiec. Nie trzeba nawet dodawać, że kibice decyzji Shinawatry byli przeciwni.

Trudno zrozumieć postępowanie Shinawatry. Bycie zagranicznym właścicielem angielskiego klubu dostarcza samo w sobie tylu wrażeń, że po co szukać jeszcze dodatkowych kłopotów?

Przez wiele lat właścicielami klubów bywali Anglicy, którzy mieli marzenia i dość pieniędzy, by je realizować. Aż nagle pojawił się Roman Abramowicz. Wprawdzie już wiele lat przed nim angielskie Fulham nabył Mohammed al Fayed, ale dopiero Rosjanin całkowicie zmienił panujące nad Tamizą obyczaje. Czekał na sukces wiele lat, ale dziś może sobie powiedzieć, że się opłaciło. Jego piłkarze w stolicy Rosji mają szansę wznieść w górę puchar dla najlepszej drużyny Europy.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Czy opuści El Clasico?
Piłka nożna
Czy Carlo Ancelotti opuści Real Madryt i poprowadzi reprezentację Brazylii
Piłka nożna
Ekstraklasa czekała na taki przełom w Europie. Nie wolno tego zepsuć
Piłka nożna
Liga Konferencji. Legia pokonała Chelsea, miła niespodzianka w Londynie
Piłka nożna
Liga Konferencji. Jagiellonia się nie poddała, Betis krok od finału we Wrocławiu