Manchester United wiecznie żywy

Finał Ligi Mistrzów. Manchester wygrał z Chelsea w rzutach karnych 6:5 przy remisie po dogrywce 1:1 i trzeci raz zdobył Puchar Europy. Dobry mecz, emocje, ostre starcia – wszystko to mieliśmy na Łużnikach. Dramat przeżył kapitan pokonanego zespołu John Terry

Publikacja: 23.05.2008 02:48

Manchester United wiecznie żywy

Foto: AFP

Wyrównane siły piłkarzy i kibiców, stan pogotowia i wyjątkowe zainteresowanie w Moskwie, wielki futbol i egzotyka. Tak mniej więcej wyglądał finał Ligi Mistrzów rozegrany po raz pierwszy między dwiema angielskimi drużynami.

W pierwszej połowie przewagę miał Manchester, w drugiej – Chelsea, w dogrywce jedni i drudzy mieli mniej więcej tyle samo szans, a rzuty karne to już igranie z losem.

To niebywałe, że Cristiano Ronaldo, piłkarz zaledwie 23-letni, jeden z najbardziej rozpoznawalnych w świecie, opływający w dostatek, w tak mocnej lidze jak angielska zostaje królem strzelców, dokłada do tego gole zdobyte w meczach Ligi Mistrzów i kończy sezon wspaniałym występem w finale.

Wszyscy wiedzieli, jak gra, 41 zdobytych w sezonie goli to osiągnięcie porównywalne z osiągnięciami największych snajperów z przeszłości, a mimo to Ronaldo grał, jakby go to wszystko nie interesowało. Nikt nie był w stanie go zatrzymać, a prawdziwe mistrzostwo poznaje się w meczach o najwyższą stawkę.

Ronaldo mijał, jak chciał, Michaela Essiena, dryblował, uciekał rywalom, wyskakiwał w górę wyżej od przeciwników. Gol dla Manchesteru padł właśnie dzięki tym umiejętnościom. W narożniku boiska Paul Scholes i Wes Brown wymienili między sobą dwa podania, jakby ćwiczyli na treningu grę „w dziadka”. Piłkarze Chelsea nie zdołali im przeszkodzić, Brown podał na pole karne, gdzie Essien, pilnujący Ronaldo, popełnił błąd. Nie dość, że nie pilnował Portugalczyka tak, aby mieć go przed sobą, to chyba w ogóle nie wiedział, gdzie on jest. Ronaldo wyskoczył w górę i strzałem głową przy słupku zdobył prowadzenie dla United. To był 42. gol Portugalczyka w sezonie.

Przy najpiękniejszej akcji meczu Cristiano Ronaldo też miał swój udział. Wayne Rooney z pozycji cofniętego lewoskrzydłowego fantastycznie podał piłkę na prawe skrzydło, na odległość ponad 50 metrów. Ronaldo piłkę przyjął i mimo że miał obok siebie dwóch obrońców, zdołał dośrodkować. Pod bramką w trudnej sytuacji głową strzelał Carlos Tevez. Petr Cech odbił piłkę pod nogi Johna Terry’ego, który kopnął ją jak najdalej od bramki.

Ale najdalej, to nie znaczy daleko. Michael Carrick stał niepilnowany przed polem karnym, strzelił prosto w bramkę, ale Cech jeszcze raz pokazał klasę. Cała akcja, od podania Rooneya, trwała dziesięć sekund i tylko dla niej warto było przyjechać do Moskwy.

Wyrównanie padło w ostatniej minucie pierwszej połowy. Na atak zdecydował się najsłabszy gracz w obronie Chelsea (a w drugiej połowie wyróżniający się w ataku) Essien. Piłka odbiła się od Nemanji Vidicia, Rio Ferdinand nie zdążył jej wybić i Frank Lampard trafił z bliska do siatki.

Druga połowa wyglądała zupełnie inaczej. Chelsea osiągnęła przewagę, nie potrafiła jednak jej wykorzystać. Na 12 minut przed końcem Didier Drogba, już prawie padając, strzelił nieoczekiwanie i piłka trafiła w słupek. W dogrywce podobnego pecha miał Frank Lampard – trafił w poprzeczkę.

Na pięć minut przed końcem doszło do przepychanki z udziałem kilku zawodników. Drogba wykazał w tej sytuacji najmniej odporności, uderzył końcami palców Vidicia w twarz i został ukarany czerwoną kartką.

W rzutach karnych początkowo nikt się nie mylił. Trafiali kolejno: Carlos Tevez, Michael Ballack, Michael Carrick, Juliano Belletti, którego ze względu właśnie na jedenastki Avram Grant wpuścił na boisko w 120. minucie. Cristiano Ronaldo od początku nie miał koncepcji, jak wykonywać jedenastkę. Niedawno w meczu z Barceloną nie trafił w bramkę. Teraz robił jakiś dziwny rozbieg, na chwilę stanął, ale Cech nie dał się nabrać i strzał Portugalczyka obronił. Michel Platini i Zico też zawodzili w takich sytuacjach i nie ma piłkarza, choćby najwyższej światowej klasy, który czasami w stresującym momencie nie przegrywał.

Co wobec tego powiedzieć o Johnie Terrym. Kapitan Chelsea podszedł do jedenastki jako ostatni. Gdyby ją wykorzystał, byłby to najszczęśliwszy moment w jego życiu i w stuletniej historii Chelsea. Kapitan nie zawodzi, ale kapitan też jest człowiekiem. Pośliznął się na mokrej trawie, piłka po słupku wyleciała w aut. Z momentu, który miał być klejnotem w karierze, zrobił się dramat.

Anderson, Salomon Kalou i Ryan Giggs (pobił występem w Moskwie rekord Bobby Charltona w MU – 759 meczów) wykorzystali swoje szanse. Strzał Nicolasa Anelki obronił Erwin van der Sar i Manchester po raz trzeci zdobył Puchar Europy. 50 lat po katastrofie lotniczej, w której zginęło ośmiu graczy tego zespołu. Nic dziwnego, że do loży, w której czekał z pucharem i medalami prezydent UEFA Michel Platini, piłkarzy Manchesteru wprowadzał Bobby Charlton. A kilka metrów za nim szedł Tomasz Kuszczak, który wprawdzie w finale był rezerwowym, ale wcześniej rozegrał w LM pięć meczów.

Moskwa przygotowała się do finału bardzo dobrze, lecz środki bezpieczeństwa, jakie przedsięwzięto, przejdą do historii UEFA. Ze stacji metra Sportiwna do stadionu (niecały kilometr) szło się w szpalerze milicjantów. Może to wywarło wrażenie na Anglikach, a może tym razem nie mieli złych zamiarów, bo awantur nie było. Zresztą większość kibiców prosto ze stadionu odwieziono na lotniska. Na wszelki wypadek najpierw tych z Chelsea, potem z Manchesteru.

W dniu meczu na boisku zbudowanym na placu Czerwonym reprezentacja oldbojów Rosji zmierzyła się z gwiazdami Europy. Zaproszenie przyjęli m.in. Michael Laudrup, Predrag Mijatović, Davor Suker, Brian Robson, Jean-Francois Domergue, Graeme Le Saux. Laudrup być może niebawem wróci do Moskwy, jest bowiem poważnym kandydatem do funkcji trenera CSKA. W loży honorowej mer Moskwy Jurij Łużkow zajmował miejsce między prezydentami FIFA i UEFA – Seppem Blatterem i Michelem Platinim. Roman Abramowicz trochę dalej. Dziennik „Sport Ekspres” zatytułował tekst o finale na pierwszej stronie: „Zwycięstwo Moskwy i Rosji”, na całą szerokość gazety.

Wszystko o Lidze Mistrzów www.uefa.com

(1:1, 1:1).Rzuty karne 6:5 dla Manchesteru. Gole: dla Manchesteru C. Ronaldo (27); dla Chelsea F. Lampard (45). Czerwona kartka: D. Drogba (116).

Żółte kartki: P. Scholes, R. Ferdinand, N. Vidić, C. Tevez (MU); Ricardo Carvalho, M. Ballack (Chelsea).

Sędziował L. Michel (Słowacja). Widzów 84 000.

Manchester Utd.: Van der Sar - Brown (120, Anderson), Ferdinand, Vidić, Evra - Hargreaves, C. Ronaldo, Carrick, Scholes (87, Giggs) - Rooney (101, Nani), Tevez

Chelsea: Cech - Essien, Ricardo Carvalho, Terry, A. Cole - J. Cole (99, Anelka), Makelele (120, Belletti), Ballack, Lampard, Malouda (93, Kalou) - Drogba

Stefan Szczepłek z Moskwy

Wyrównane siły piłkarzy i kibiców, stan pogotowia i wyjątkowe zainteresowanie w Moskwie, wielki futbol i egzotyka. Tak mniej więcej wyglądał finał Ligi Mistrzów rozegrany po raz pierwszy między dwiema angielskimi drużynami.

W pierwszej połowie przewagę miał Manchester, w drugiej – Chelsea, w dogrywce jedni i drudzy mieli mniej więcej tyle samo szans, a rzuty karne to już igranie z losem.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn
Piłka nożna
Barcelona skorzystała z prezentu. Pomogła bramka Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Takiego transferu w Polsce jeszcze nie było. Ruben Vinagre - najdroższy piłkarz Ekstraklasy
Piłka nożna
Francuzi wciąż bronią się przed muzułmańskimi symbolami w sporcie