Wtedy lepsza okazała się Nigeria, zdobywając pierwsze mistrzostwo olimpijskie w piłce nożnej dla Afryki. Pokonała Argentynę 3:2, jednak aktorem grającym główną rolę w widowisku nie był żaden piłkarz, tylko Pierluigi Collina. Włoski sędzia na kilka ostatnich minut zapomniał, że także na igrzyskach obowiązuje przepis o spalonym.
W Pekinie mecz Argentyny z Brazylią odbył się za wcześnie. Kraje spoza Europy przysyłają na igrzyska drużyny, którym naprawdę zależy na sukcesie, a nie takie, których piłkarze grają przede wszystkim tak, by nie zrobić sobie krzywdy. Dlatego wszyscy marzyli, by dwie potęgi z Ameryki Południowej spotkały się dopiero w wielkim finale.
Brazylia na olimpijskie złoto – ostatni brakujący triumf w kolekcji – szykowała się tak bardzo, że oddała stery trenerowi pierwszej reprezentacji Dundze, a kapitańską opaskę Ronaldinho. Upadła gwiazda Barcelony w Pekinie miała się podnieść i wrócić do nowego klubu – Milanu, już nie jako przegrany ostatnich lat, ale ze złotem na szyi i gotowa do dalszych sukcesów.
Dunga krytykował swoją drużynę także wtedy, gdy w czterech dotychczasowych meczach nie straciła nawet gola. W półfinale straciła trzy – pierwszego po 413 minutach skutecznej gry w obronie na igrzyskach. Królem boiska nie był wcale Ronaldinho, ale piłkarz, który uważa Brazylijczyka za swojego przyjaciela i wzór do naśladowania – Leo Messi. Gole dla oklaskiwanych z trybun przez Diego Maradonę Argentyńczyków strzelali jednak inni: Sergio Aguero – narzeczony córki Maradony – oraz z karnego Juan Roman Riquelme. Brazylijczycy odpowiedzieli dwoma uderzeniami w słupek. Pod koniec meczu nie wytrzymali nerwowo i po dwóch czerwonych kartkach kończyli mecz w dziewiątkę.
W drugim półfinale Nigeria bez problemu pokonała Belgię, dla której samo dotarcie tak daleko było wielkim sukcesem. Belgowie zagrają z Brazylijczykami o brązowy medal w Szanghaju w piątek o 13 polskiego czasu. W meczu grupowym przegrali z nimi 0:2.