Krakowska Wisła przegrała pierwszy mecz o awans do Ligi Mistrzów z Barceloną 0:4, nie dając swoim kibicom najmniejszych powodów do radości. To była gra do jednej bramki, Katalończycy potraktowali zawody jak sparing przed ważniejszymi próbami i możemy się cieszyć, że skończyli pracę na wbiciu nam tylko czterech goli.
Rewanż w tej sytuacji nie zapowiada się na widowisko, podczas którego będziemy obgryzali paznokcie, ale na pewno warto usiąść przed telewizorem. Z drużyną Barcelony przyjadą do Krakowa znani piłkarze – mistrzowie Europy z najlepszym na Euro Xavim, Carles Puyol, Andres Iniesta, mistrz świata Thierry Henry, napastnik z Kamerunu Samuel Eto’o. Obejrzenie takich graczy zawsze sprawia przyjemność. Niestety, wynik ze stadionu Camp Nou daje podstawy do obaw, że to ostatnia taka gratka w tym sezonie z udziałem Polaków.
Żeby odrobić straty, mistrzowie Polski musieliby strzelić Barcelonie co najmniej pięć goli, nie tracąc żadnego. Nawet w sporcie tak nieprzewidywalnym i obfitującym w niespodzianki jak piłka nożna ten scenariusz nie wydaje się zbyt prawdopodobny. Ponieważ jednak przed jakimkolwiek startem sportowcowi nie powinno się odbierać szans, przyjmijmy, że piłkarze Wisły będą dokładać starań. Kiedy Barcelona gościła w Krakowie przed siedmioma laty, Wisła stawiała jej czoło tak dobrze, że o meczu, choć przegranym 3:4, kibice pod Wawelem mówią do dziś. I robią sobie nadzieję, że nadchodzące spotkanie też da powody do satysfakcji.
Bilans polskich drużyn w meczach z Barceloną przypomina historię meczów naszej reprezentacji z Niemcami. Nigdy nie udało się nam wygrać. Wisła stoi więc przed szansą wyjątkową, choćby tylko w kategoriach honoru, do którego często się odwołujemy, kiedy znikąd nadziei.
Takiego problemu nie ma Lech (na zdjęciu – w niebieskich koszulkach). W Poznaniu zagrał ze znaną szwajcarską drużyną Grasshoppers Zurych jeszcze skuteczniej niż Barcelona z Wisłą. Nie zdarzyło się, żeby drużyna wygrywająca w pierwszym meczu 6:0 straciła taką przewagę w rewanżu. Można być spokojnym, że Grasshoppers nie przejdzie do historii futbolu jako drużyna, która dokonała niemożliwego. To raczej Lech ma szansę dołożyć kolejne bramki do znakomitego bilansu, myśląc o następnym przeciwniku w drodze do fazy grupowej Pucharu UEFA. Dopiero od tego poziomu, we wrześniu, zaczynają się prawdziwe rozgrywki.