Reklama
Rozwiń

Co dwie głowy to nie jedna

Żaden nowy prezes piłkarskiego związku nie będzie miał tak dużej władzy jak Michał Listkiewicz w dniach swej największej potęgi

Publikacja: 30.10.2008 01:17

Wypijmy za błędy. Michał Listkiewicz dziś wieczorem będzie już w drodze do Nowej Zelandii

Wypijmy za błędy. Michał Listkiewicz dziś wieczorem będzie już w drodze do Nowej Zelandii

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Gdy cztery lata temu w hotelu Sheraton Listkiewicz patrzył z podestu na salę pełną delegatów, mógł powiedzieć bez fałszywej skromności: „Polski futbol to ja”, był jedynym kandydatem w wyborach na prezesa, dostał 193 głosy ze 198, a delegaci wyrywali się na mównicę, by pochwalić pięć lat jego dotychczasowych rządów.

Podczas pierwszej kadencji Listkiewicza związkowe konta puchły, reprezentacja po 16 latach przerwy wróciła na mundial, a słowo „fryzjer” kojarzyło się wciąż ze ścinaniem włosów, a nie ustawianiem meczów. Ale ten zjazd z grudnia 2004 był ostatnim, gdy „działacz PZPN” to brzmiało dumnie.

[srodtytul]Od pożaru do pożaru[/srodtytul]

Pół roku później policja zajrzała do koła zapasowego sędziego Antoniego F., potem na szczerość zebrało się Piotrowi Dziurowiczowi, ruszyła trwająca do dziś akcja wyłapywania czarnych owiec. Były dwie wojny futbolowe, trzech kuratorów, zawołanie „j... ać PZPN” wrosło w krajobraz meczów reprezentacji na równi z hymnem narodowym, a gazety – od tabloidów po poważne – zaczęły zamieniać życie prezesa w piekło.

Rządzenie PZPN przypominało przez ostatnie cztery lata bieganie od pożaru do pożaru, a pozycja prezesa słabła. Jednomyślność była coraz bardziej na pokaz, pod kolejnymi ciosami ze strony prokuratury we Wrocławiu, ministrów i mediów związek rozpadał się na frakcje.

Coraz więcej działaczy zaczynało dostrzegać, że pomyślność Listkiewicza niekoniecznie jest ich pomyślnością. Związkowych baronów zaczęło drażnić, że każda afera zastaje prezesa za granicą, że od czasu, gdy Polska i Ukraina dostały Euro 2012, Listkiewicz zaczął się powoli przesuwać w stronę wyjścia ze związku, zostawiając im cały brud. Do tego dochodziły inne podziały: lobby byłych trenerów miało dość potęgi byłych sędziów itd.

Chór zaczął fałszować. Można to było usłyszeć choćby podczas niedawnego zjazdu nazwanego dość przewrotnie antykorupcyjnym, gdy prezes rzucając na szalę słabnący autorytet, wzywał do przerwania obrad, by nie dopuścić do puczu baronów.

Wygrał, ale to było jedno z ostatnich jego zwycięstw. – Michał jest teraz w takiej sytuacji, że nawet przegłosowanie na zjeździe wniosku o zrobienie go prezesem honorowym nie jest przesądzone – mówi, na razie anonimowo, jedna z osób uczestniczących w przedzjazdowych targach o głosy poparcia.

Ktokolwiek stanie dzisiejszego popołudnia na mównicy jako nowy prezes, nie dorówna wszechwładzy Listkiewicza sprzed czterech lat. Po pierwsze, dlatego że nie będzie miał za sobą tak lojalnego i zwartego zarządu. Po drugie, już wkrótce będzie musiał się podzielić wpływami w polskiej piłce ze spółką odpowiedzialną za organizację Euro 2012.

W grudniu na posiedzeniu tzw. komitetu sterującego mają zapaść szczegółowe decyzje co do specjalnej struktury tworzonej przez UEFA, PZPN i federację ukraińską dla organizacji turnieju finałowego Euro 2012. W marcu przyszłego roku spółka ma już działać.

[srodtytul]Nowa układanka[/srodtytul]

Funkcja polskiego koordynatora do spraw turnieju może się okazać atrakcyjniejsza i bardziej prestiżowa niż kierowanie związkiem. Spółka powołana przed mistrzostwami Europy w Austrii i Szwajcarii miała 234 mln euro kapitału założycielskiego, taką kwotę przekazała jej UEFA. W przypadku Polski i Ukrainy suma może być niższa, ale i tak imponująca w porównaniu z budżetem PZPN.

Listkiewicz ma wielką ochotę na stanowisko w tej spółce, ale nic nie jest przesądzone. Wprawdzie został wydelegowany do koordynowania przygotowań przez PZPN, dostaje już pensję od UEFA (ze związkowej zrezygnował), ale nowe władze mogą w porozumieniu z UEFA wskazać na to stanowisko kogoś innego. Np. Zbigniewa Bońka, jeśli przegra wybory.

Tak czy owak, polski futbol będzie miał już niedługo dwie głowy: jedną w związku, drugą w spółce, która przejmie zadania organizacyjne wyznaczone PZPN i federacji ukraińskiej.

To na tę spółkę będą skierowane przez najbliższe cztery lata reflektory i kamery. Związkowi zostaną mniej medialne zadania, choć będą wyjątki. Już niedługo zostanie wybrany nowy sponsor techniczny PZPN, czyli dostawca sprzętu dla reprezentacji. Dziś jest nim Puma, ale walczy o ubieranie polskiej kadry z Nike. Sześcioletni kontrakt może zapewnić związkowi nie mniej pieniędzy, niż dziś wpłaca sponsor główny Telekomunikacja Polska. To będzie najważniejsze biznesowe wyzwanie dla nowego prezesa na najbliższe cztery lata, poza przedłużeniem wygasającego w 2010 kontraktu z TP i sprzedażą praw telewizyjnych do meczów reprezentacji między mundialem w RPA a Euro 2012, gdy kadra będzie grała tylko towarzysko. Prawa do meczów reprezentacji w następnych eliminacjach, do MŚ 2014, są już sprzedane. Nowy przetarg na prawa do ligi zorganizuje za trzy lata Ekstraklasa SA i PZPN będzie miał na to niewielki wpływ. Pośrednikiem związku w negocjacjach nadal będzie spółka Sportfive, bo jej umowa kończy się w 2014 roku. Nowy prezes będzie więc tak naprawdę wykonywał testament Listkiewicza. Układanie klocków na nowo można zacząć dopiero w następnej kadencji.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[link=mailto:p.wilkowicz@rp.pl]p.wilkowicz@rp.pl[/link][/i]

Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Jagiellonia Białystok poznała rywala. Legia już go ograła
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku