Jarosław Ż., nauczyciel wychowania fizycznego w jednej z podbydgoskich szkół, zawsze się wśród sędziów wyróżniał. Pewnością siebie, elokwencją – niektórzy nazywali to cynizmem – ale przede wszystkim upodobaniem do jaskrawych kolorów.
Wprowadził do Polski włoską modę na żółte stroje sędziów, co wielu jego kolegów po fachu mocno kłuło w oczy. Złośliwe komentarze nie dotyczyły jednak tylko gustów.
Gdy w 2005 r. policja zatrzymała sędziego Antoniego F., dając w ten sposób początek wielkiej aferze korupcyjnej, do czasu ujawnienia inicjałów zatrzymanego wielu sędziów było przekonanych, że musi chodzić właśnie o Jarosława Ż.
Później, gdy afera trwała już w najlepsze, a liczba zatrzymanych przekroczyła setkę i rosła dalej, dziwili się, że Ż. nadal sędziuje. Podejrzewali, że poszedł na układ z prokuraturą i dobrowolnie pomaga jej w śledztwie w zamian za darowanie win.
– To jest dobry dzień dla polskiej piłki – mówi „Rz” o zatrzymaniu Ż. jeden z działaczy PZPN.