Zarzuty dotyczące wręczania łapówek przy przyznaniu organizacji poprzedniego (2018) oraz kolejnego (2022) mundialu krążyły od lat. Teraz wreszcie żmudne śledztwo przyniosło skutki i amerykańscy prokuratorzy postawili pierwsze zarzuty.
Głosowanie, podczas którego Rosjanie oraz Katarczycy dostali organizację największej piłkarskiej imprezy, odbyło się w 2010 roku. Pierwsi w decydującej rozgrywce pokonali łączone kandydatury portugalsko-hiszpańską i belgijsko-holenderską, drudzy wyprzedzili Amerykanów. Wybór gospodarza był formalnością, bo zwycięzcy już wcześniej zapewnili sobie poparcie kluczowych postaci.
Katarczycy postawili na trzech członków Komitetu Wykonawczego FIFA z Ameryki Południowej: Paragwajczyka Nicolasa Leoza, Brazylijczyka Ricardo Teixeirę i Argentyńczyka Julio Grondonę. Dwaj pierwsi byli skazani za korupcję już wcześniej, przy okazji afery związanej ze sprzedażą praw telewizyjnych.
Za głosowanie na kandydaturę kraju znad Zatoki Perskiej każdy z zainteresowanych miał przytulić po milionie euro. Wypłaty przyniosły skutek, a Katarczycy wygrali z Amerykanami 14:8. Grondona i Leoz już nie żyją, a Teixeira przebywa w Brazylii, która nie ma umowy o ekstradycji ze Stanami Zjednoczonymi.
Więcej za łaskawe spojrzenie członka Komitetu Wykonawczego zapłacili Rosjanie. Trynidadczyk Jack Warner wzbogacił się w tamtym okresie - za pośrednictwem kilku szemranych firm - o 5 mln euro. Część pieniędzy, zgodnie z aktem oskarżenia, pochodziła z mających siedzibę w USA firm pracujących na rzecz rosyjskiej kandydatury.