Trzy dni zgrupowania w najsilniejszym składzie, tylko dwa treningi z wszystkimi piłkarzami. Leo Beenhakker nie miał za dużo czasu, żeby przygotować drużynę do meczu z Walią, ale i tak zaryzykował i spróbował nowego ustawienia.
Bez klasycznych skrzydłowych, bez próby wykorzystania szybkości Rafała Boguskiego czy Euzebiusza Smolarka, ale z zagęszczonym środkiem boiska. To miał być sposób na drużyny z Wysp Brytyjskich, taki system miał przygotować reprezentację do marcowego meczu z Irlandią Północną w eliminacjach mistrzostw świata.
Czterech obrońców z czterema pomocnikami grającymi w jednej linii łączył tylko Mariusz Lewandowski, a Robert Lewandowski grał jako jedyny napastnik. Nastolatek z Lecha Poznań wyszedł na boisko w podstawowym składzie, bo zachwycał na treningach. W pierwszej połowie dwa razy znalazł się w świetnej sytuacji i gdyby zachował się tak, jak podczas ćwiczeń, Polska objęłaby prowadzenie.
Polscy piłkarze z nowymi pomysłami zazwyczaj radzą sobie średnio. Ostatni eksperyment, w meczu towarzyskim z Ukrainą we Lwowie, był kompletnie nieudany. Tym razem niby stwarzali okazje pod bramką Walijczyków, ale też często denerwowali prostymi błędami w obronie. Brakowało im ofensywnego pomocnika, ciągle szukali go podaniami, które trafiały do rywali. Polacy wygrali 1:0, bo na boisko w drugiej połowie wszedł Roger. Grał lepiej niż Łukasz Garguła, ale dużo gorzej niż na mistrzostwach Europy. Dziesięć minut przed końcem meczu przyjął piłkę przy linii bocznej pola karnego, zobaczył, że Boaz Myhill za daleko wyszedł z bramki i precyzyjnym uderzeniem przelobował walijskiego bramkarza.
Wczorajsze zwycięstwo jest drugim z rzędu – po listopadowym z Irlandią w Dublinie – odniesionym nad rywalem z Wysp Brytyjskich. Oby piłkarze przedłużyli tę serię w Belfaście, ale mecz z Walią – poza wynikiem – nie przyniósł zbyt wielu optymistycznych informacji. Nadzieja w tym, że w marcu piłkarzom nie trzeba już będzie przypominać, na czym polega futbol. Kilka meczów ligowych powinno zrobić swoje.