W mocy pozostaje więc abolicja sprzed roku: znosząca od 1 lipca degradacje, ale zostawiająca grzywny i ujemne punkty.
Gdy w pierwszych rzędach, tych prezesowskich, zapadała kłopotliwa cisza, z tyłu słychać było oklaski. Nawet dwa razy, bo przeciwnicy projektu wielkiej abolicji chyba nie od razu uwierzyli, że elektroniczny system liczenia głosów się nie pomylił. Bili brawo, gdy wyświetlono wyniki, i potem, gdy prowadzący obrady Eugeniusz Nowak potwierdził ich zwycięstwo: „20 głosów za, 36 przeciw, pięć wstrzymujących. Uchwała nieprzyjęta“. Nikt się takiego zakończenia sobotniego zjazdu nie spodziewał. Aż dwie trzecie głosów przeciwko sztandarowemu projektowi Grzegorza Laty? Przeciwko tak kuszącej propozycji: koniec karania, dość dezorganizowania ligi, wybierzmy przyszłość?
– Coś się dzieje z tym związkiem – mówił potem jeden z delegatów w kuluarach hotelu Sheraton. Teorii było mnóstwo: że to przez nowy, wprowadzony w sobotę, elektroniczny system głosowania, bo zapewnia tajność, nie trzeba już podnosić ręki i ludzie wreszcie robią to, co uważają, a nie to, co wypada. Że to frakcja dolnośląska zemściła się za wycięcie swoich ludzi w wyborach, a pomorska za zawieszenie swojego barona Henryka Klocka, oskarżonego o korupcję. Że to wotum nieufności wobec Laty itd.
Prezes po głosowaniu zamknął się na naradzie ze swoimi współpracownikami. – Tam była pełna dezorientacja. Ktoś nawet zażartował: Grzesiu, strach wracać na salę, bo zaraz zgłoszą wniosek o dymisję prezesa – mówi „Rz” osoba przysłuchująca się naradzie.
[srodtytul]Pełzająca amnestia[/srodtytul]