Po majówce piłkarze Ekstraklasy zostaną poddani testom na obecność koronawirusa i będą mogli stopniowo wracać do treningów. Tak, by już pod koniec miesiąca rozegrać pierwsze mecze.
To plan ambitny, bo sezon zakończono już w Holandii i Belgii, a we wtorek okazało się, że do szatni schodzi pierwsza z piątki wielkich lig – francuska Ligue 1. Pomysł wznowienia rozgrywek w połowie czerwca trzeba było porzucić po tym, gdy premier Édouard Philippe ogłosił, że duże imprezy, w tym mecze pierwszej i drugiej ligi, nie będą się odbywać co najmniej do września. Nawet przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności i bez udziału kibiców. To cena, jaką trzeba zapłacić za uniknięcie drugiej fali epidemii koronawirusa. Kwestie tytułu czy gry w europejskich pucharach w kolejnym sezonie rozstrzygną się więc w gabinetach.
– Szanujemy decyzję francuskiego rządu. Jeśli w Lidze Mistrzów nie będziemy mogli przyjąć rywali na własnym stadionie, znajdziemy inne bezpieczne miejsce za granicą – mówi Nasser Al-Khelaifi, prezes Paris Saint-Germain, które awansowało do ćwierćfinału tych rozgrywek.
Szacuje się, że kluby Ligue 1 na odwołaniu sezonu stracą 200 mln euro, ale szef komisji medycznej FIFA apeluje do innych o wzięcie przykładu z Francuzów.