Nie taka Barca straszna

Piłkarze Josepa Guardioli z trudem zremisowali w Stuttgarcie 1:1

Publikacja: 24.02.2010 04:11

Gol Zlatana Ibrahimovica (z prawej) dał Barcelonie remis. Z lewej: Matthieu Delpierre (fot: AFP/TORS

Gol Zlatana Ibrahimovica (z prawej) dał Barcelonie remis. Z lewej: Matthieu Delpierre (fot: AFP/TORSTEN SILZ)

Foto: AFP

To nie był wielki mecz, ale od ostrych zagrań trzeszczały kości, a pod koniec nikt nie miał już siły biegać. Stuttgart w Bundeslidze jest dziewiąty i chociaż ostatnio głównie wygrywał, trudno było uwierzyć, że stać go na zwycięstwo z Barceloną. W żadnej parze 1/8 finału przepaść między drużynami nie była w teorii tak duża jak w tej. A jednak obrońca tytułu mógł wczoraj przegrać.

Maszyna którą skonstruował Josep Guardiola od kilku tygodni kręci się z piaskiem w trybach. Ciągle działa, ale rzuca nią na wszystkie strony, a silnik się krztusi. Johan Cruyff nie żartował, mówiąc po ostatnim zwycięstwie nad Racingiem Santander 4:0, że tak źle Barca nie grała już dawno.

Piłkarze Guardioli w pierwszej połowie poruszali się po boisku tak, jakby nie mogli uwierzyć, że rywale ze Stuttgartu jednak mają czelność zagrać przeciw nim agresywnie. Barcelona zaatakowała do przerwy tylko raz, kiedy piłka po strzale Leo Messiego trafiła w słupek. Ale wtedy goście przegrywali już 0:1.

Gola dającego prowadzenie gospodarzom strzelił Cacau, ten sam który w ostatniej kolejce Bundesligi cztery razy pokonał bramkarza FC Koeln. Cacau to naturalizowany w Niemczech Brazylijczyk, którego przed laty na wyjazd do Monachium namówił jeden z menedżerów. Monachium dla piłkarza oznaczało Bayern lub TSV,a trafił do grającego w piątej lidze Turk Gucu, gdzie poza nim występowali tylko tureccy emigranci. Teraz walczy o miejsce w reprezentacji Niemiec, a w Stuttgarcie jest gwiazdą.

Była 25. minuta meczu z Barceloną, gdy Cacau wykorzystał świetne dośrodkowanie Tima Gebharta w pole karne, a także błąd Carlesa Puyola, który patrzył tylko na piłkę, a nie na przeciwnika i było 1:0. Gdyby w tym momencie udało się pójść za ciosem i wykorzystać dwie kolejne dogodne sytuacje, Barcelona mogła się nie podnieść. Zimnej krwi zabrakło jednak najpierw Pawłowi Pogrebniakowi, a później Cacau.

Barcelona nie była tak osłabiona, by tłumaczyć gorszą formę brakiem kluczowych zawodników. Xavi i Zlatan Ibrahimović mimo drobnych urazów wyszli na boisko od pierwszej minuty, zabrakło tylko Daniego Alvesa, który nie usiadł nawet na ławce rezerwowych. Czarować próbował jedynie Messi, ale i tak najlepszym piłkarzem Barcelony był bramkarz Victor Valdes.

Katalończycy trafili na rywali, którzy za wszelką cenę chcieli coś udowodnić. Kończący po sezonie karierę Jens Lehmann pamiętał, że w finale Ligi Mistrzów w 2006 roku grając z Barceloną w barwach Arsenalu zobaczył czerwoną kartkę jeszcze w pierwszej połowie. Aleksander Hleb na Camp Nou zupełnie się nie sprawdził i wrócił do Stuttgartu. Reszta walczyła o dobre imię, nadszarpnięte fatalną rundą jesienną.

Barcelona wyrównała zaraz na początku drugiej części. Gerard Pique w polu karnym wyskoczył najwyżej, piłka trafiła do Ibrahimovicia, który nie bez problemów pokonał Lehmanna. Barcelona się uratowała, ale Guardiolę może teraz boleć głowa. Z tego, że jego utrzymywała się przy piłce przez 67 procent czasu, nie wynikało nic.

W drugim wczorajszym meczu Bordeaux pokonało na wyjeździe Olympiakos Pireus 1:0 po golu Michaela Cianiego pod koniec pierwszej połowy. Był to jedyny mecz 1/8 finału, w którym zmierzyli się mistrzowie swoich krajów. Ci z Francji są rewelacją rozgrywek. W fazie grupowej stracili tylko dwa gole, teraz bardzo przybliżyli się do miejsca w najlepszej ósemce LM. Piłkarze Laurenta Blanca tylko dwa razy strzelali na bramkę Olympiakosu. Grecy siedem, za to nieskutecznie. Przed rewanżem to im wróży jak najgorzej. W obecnej LM gola w Bordeaux potrafił strzelić tylko Bayern. W przegranym meczu.

[ramka][b]1/8 FINAŁU – PIERWSZE MECZE [/b]

[srodtytul]VfB Stuttgart - Barcelona 1:1 (1:0).[/srodtytul]

Bramki: dla VfB - Cacau (25); dla Bracelony - Z. Ibrahimovic (52). Sędziował Bjorn Kuipers (Holandia). Widzów: 39 000. Rewanż - 17 marca.

Stuttgart: Lehmann - Celozzi, Tasci, Delpierre, Molinaro - Gebhart (85, Rudy), Traesch (59, Kuzmanovic), Khedira, Hleb - Cacau, Pogrebniak (64, Marica).

Barcelona: Valdes - Puyol, Pique, Marquez (59, G. Milito), Maxwell - Busquets, Toure (52, Henry), Xavi - Messi, Ibrahimovic, Iniesta.

[srodtytul]Olympiakos Pireus - Bordeaux 0:1 (0:1)[/srodtytul]

Bramka: M. Ciani (45). Sędziował: Howard Webb (Anglia). Widzów: 30 000. Rewanż - 17 marca.

Olympiakos: Nikopolidis - Torosidis, Papadopoulos, Mellberg, Bravo - Maresca, Ledesma (63, Zairi), Stoltidis - Lua Lua, Datolo - Mitroglou (76, Derbyshire)

Bordeaux: Carrasso - Chalme, Planus, Ciani, Tremoulinas - Fernando, Sane, Plasil (82, Gouffran), Gourcuff, Wendel (83,) - Chamakh.[/ramka]

To nie był wielki mecz, ale od ostrych zagrań trzeszczały kości, a pod koniec nikt nie miał już siły biegać. Stuttgart w Bundeslidze jest dziewiąty i chociaż ostatnio głównie wygrywał, trudno było uwierzyć, że stać go na zwycięstwo z Barceloną. W żadnej parze 1/8 finału przepaść między drużynami nie była w teorii tak duża jak w tej. A jednak obrońca tytułu mógł wczoraj przegrać.

Pozostało 90% artykułu
Piłka nożna
Real naciska na Barcelonę. Teraz powalczy o przetrwanie w Lidze Mistrzów
Piłka nożna
Robert Lewandowski strzela, ale Barcelona gubi punkty. Zadyszka czy już kryzys?
Piłka nożna
Puchar Polski. Będzie wielki hit w Warszawie
Piłka nożna
Chelsea znów konkurencyjna. Wygrywa i zachwyca nie tylko w Anglii
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Bayern znów nie zdobędzie Pucharu Niemiec. W Monachium myślą już o przyszłości
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką