Ten ćwierćfinał spełnił wszystkie nadzieje, będzie miarą piękna i emocji dla następnych meczów wiosny, ale gdy sędzia go zakończył, właściwie nikt się nie cieszył. Barcelona jest bliżej awansu, ale 2:2 to żadna radość dla kogoś, kto prowadził na boisku rywala już 2:0 i nagle zaczął tracić wszystko: najpierw styl, potem bramki, a przy okazji środkowych obrońców, bo Carles Puyol wyleciał z boiska, a Gerard Pique dostał kartkę, która eliminuje go z rewanżu.
Arsenal podniósł się po wszystkich ciosach, które na niego spadły, po kontuzjach i traconych golach, wydarł remis, ale jakoś trudno uwierzyć, że za tydzień na Camp Nou będzie potrafił wygrać albo zremisować wyżej niż 2:2. Awans i oklaski dla Barcelony, chwała pokonanym z Londynu – na taki finał tej walki się zanosi.
Na Emirates Barca zasłużyła na zwycięstwo. W pierwszej połowie strzelała na bramkę Manuela Almunii, skąd się dało, a sukcesem Arsenalu bywało już samo wydostanie się z własnej połowy. On z Barceloną po prostu nie potrafi wygrywać. Zwykle dlatego, że, jak to ujął jeden z komentatorów, nie może się powstrzymać i na ogień odpowiada ogniem, choć wskazana by była woda. Tym razem problem był inny. Arsenal właściwie nie wiedział, jak chce grać i kończyło się to scenami widywanymi na tym stadionie rzadko: gospodarze wybijali piłkę byle jak i byle gdzie, a Almunia już w pierwszych minutach obronił w nieprawdopodobny sposób strzały m.in. Zlatana Ibrahimovicia i Xaviego.
Do przerwy było 0:0, ale Arsene Wenger szedł do szatni z miną pokonanego. Najpierw z kontuzją przegrał Andriej Arszawin, potem zniesiono Williama Gallasa, a niedługo później Cesc Fabregas dostał żółtą kartkę, przez którą zabraknie go za tydzień na Camp Nou, stadionie, przy którym się wychował.
Wszystko to zdarzyło się jeszcze przed przerwą, a gdy tuż po niej ruszył Zlatan show, wydawało się, że nic nie uratuje gospodarzy. Obie bramki Ibrahimovicia (mógł być piłkarzem Arsenalu już jako 18-latek, ale Wenger w ostatniej chwili się rozmyślił) były piękne: pierwsza lobem, druga uderzeniem z całej siły. Obie po błędach Almunii, bohatera pierwszej połowy.