Oczy kibiców w ten weekend znów będą zwrócone przede wszystkim na Wyspy, na dwie bitwy na linii Londyn – Manchester. W sobotnie popołudnie Manchester United gra z Tottenhamem. Pierwsi walczą o czwarty tytuł z rzędu, drudzy o ostatnie miejsce premiowane grą w eliminacjach Ligi Mistrzów.
– Za moich rządów w Manchesterze nie mieli jeszcze tak dobrej drużyny. Pokonali przecież Arsenal i Chelsea - chwali przeciwników Ferguson. Zdaje sobie jednak sprawę, że Tottenham oba zwycięstwa odniósł przed własną publicznością, a na wyjeździe spisuje się dużo gorzej. Na Old Trafford nie wygrał od grudnia 1989 roku.
Morale piłkarzy Fergusona bardzo podniósł triumf w derbach z City. – To było szczególnie widać na treningach – opowiada menedżer United, który nie planuje odchodzić na emeryturę. – Może mnie na nią wysłać tylko zły stan zdrowia. A jestem w świetnej formie – ucina spekulacje Ferguson. W sobotę będzie mógł skorzystać już z obrońców Rio Ferdinanda i Wesa Browna. W Tottenhamie gabinety lekarskie opuścili Ledley King i Aaron Lennon, zdrowi są też Peter Crouch i Jermaine Jenas.
Darren Fletcher uważa, że to nie Manchester, a prowadząca w tabeli Chelsea, która dzień później zmierzy się ze Stoke (bez zawieszonego za kartki Johna Terry’ego i kontuzjowanego Johna Obi Mikela, ale już z Ashleyem Cole’em), będzie na finiszu rozgrywek pod większą presją.
– Mamy punkt więcej, tytuł jest w naszych rękach – odpowiada Carlo Ancelotti, który nie zamierza oglądać spotkania na Old Trafford i to samo radzi swoim zawodnikom. – Lepiej oszczędzić sobie nerwów i wybrać się do kina – mówił uśmiechnięty i zrelaksowany menedżer Chelsea. I zażartował, że najodpowiedniejszym filmem w tej sytuacji byłoby „Starcie Tytanów”.