Bayern wygrał pierwszy mecz z Olympique 1:0 po golu Arjena Robbena. Do półfinału awansował po golu Robbena, do ćwierćfinału też. Dlatego Holendrowi wolno dziś więcej niż innym. Wolno mu się nawet denerwować na Louisa van Gaala, jak tydzień temu, gdy pod koniec meczu wpadł w szał, że kazano mu zejść z boiska. Pokrzyczeli na siebie z trenerem, pogestykulowali, a potem puścili urazy w niepamięć. Zbyt wiele sobie zawdzięczają, by się gniewać.
Robben w 18 meczach w tym roku strzelił 16 goli. Grał już w większych klubach niż Bayern – w Chelsea, w Realu Madryt, ale dopiero tej wiosny zaczął być wymieniany na jednym oddechu z największymi gwiazdami futbolu.
Od van Gaala dostał właściwie pełną swobodę. Może strzelać, skąd chce, nie podawać do kolegów, jeśli uzna, że sam da radę. Znaczy tyle dla Bayernu, ile Wayne Rooney dla Manchesteru, Messi dla Barcelony. Tyle że Manchester jest już poza Ligą Mistrzów, Barcelona pod ścianą, a Robben i Bayern o krok od finału. Holender ostrzegał jednak przed wylotem do Lyonu, by nie otwierać szampanów przed ostatnim gwizdkiem. Przypomniał, że jego gol w pierwszym spotkaniu to także zasługa tego, że Thomas Mueller przegapił wizytę u fryzjera i piłka delikatnie zmieniła tor lotu gdy otarła się o jego głowę.
To przesadna skromność, zwycięstwo Bayernu nie było szczęśliwe. Van Gaal się szczycił, że jego drużyna przeważała nawet wtedy, gdy grała w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Francka Ribery’ego.
Ribery nie zagra w rewanżu, ale jego wpływ na grę drużyny nie był ostatnio przesadnie duży. Za kartki pauzuje jednak także Danijel Pranjić, zatrucie pokarmowe wykluczyło Anatolija Tymoszczuka. Ostatni, zremisowany 1:1 mecz z Borussią Moenchengladbach zakończyli z kontuzją dwaj stoperzy Daniel van Buyten i Martin Demichelis. Wątpliwy jest także występ bocznego obrońcy Diego Contento.