Teoretycznie wszystkie drużyny o ten puchar walczą, ale nie wszystkie z jednakowym zapałem. Przed rokiem wygrał Lech, teraz faworyci odpadli wcześniej.
Finałowa para Jagiellonia – Pogoń to niespodzianka. Pogoń po dwóch latach tułaczki w niższych klasach zajmuje dziś piąte miejsce w pierwszej lidze, bez realnych szans na awans do ekstraklasy. Jagiellonia zakończyła rozgrywki ekstraklasy na 11. miejscu, pomimo że zaczęła je z dziesięcioma ujemnymi punktami.
Zespół z Białegostoku, prowadzony przez Michała Probierza – jednego z najzdolniejszych trenerów w lidze, z Tomaszem Frankowskim i Kamilem Grosickim w składzie, jest faworytem. Ale właśnie Probierz zwraca uwagę na specyfikę takich meczów, w których przez 90 minut różnica między ekstraklasą a pierwszą ligą może być niewidoczna. Tym bardziej że w Pogoni też grają doświadczeni pierwszoligowcy Olgierd Moskalewicz i Marcin Bojarski, a jej trener, starszy o dziesięć lat od Probierza, Piotr Mandrysz dobrze poznał ekstraklasę jako piłkarz.
W drodze do finału Pogoń wyeliminowała m.in. warszawską Polonię, Piasta Gliwice i Ruch, a Jagiellonia – Koronę Kielce i Lechię Gdańsk.
Obydwa kluby grały już w finale, ale nie zdobyły pucharu. Pogoń była tego bliska dwukrotnie: w roku 1981 uległa Legii, a rok później Lechowi. Jagiellonia po jednym z najlepszych finałów w historii rozgrywek, w roku 1989 w Olsztynie, przegrała z Legią Dariusza Dziekanowskiego i Romana Koseckiego 2:5.