Tydzień temu po meczu Pucharu Austrii z grającym w lidze regionalnej Blau-Weiss Linz kibice z Salzburga zastąpili drogę autokarowi z piłkarzami. Upokarzająca porażka 1: 3 była szóstym meczem z rzędu, którego mistrzowi kraju nie udało się wygrać. Kibice rozstąpili się dopiero, gdy Huub Stevens, holenderski trener Red Bulla, przeprosił ich za kompromitację, a piłkarze zgodzili się sfinansować koszty podróży fanów na dwa ligowe spotkania.
Stevens może spać spokojnie, ma pełne poparcie zarządu, który zdawał sobie sprawę, że po osłabieniu drużyny początek nowego sezonu może być ciężki. Poza kilkoma mniej znaczącymi piłkarzami z klubu odszedł także Marc Janko. Na transferze do Twente Enschede Red Bull zarobił siedem milionów euro. Janko był jednak największą gwiazdą drużyny – w sezonie 2008/2009 strzelił 39 goli, przez pięć sezonów
– 75 w 108 meczach. W zdobywaniu bramek wyręczał wszystkich, a gdy odszedł – okazało się, że nikt nie wie, jak to się robi.
Fatalną passę meczów bez wygranej Salzburg przerwał w niedzielę przy akompaniamencie gwizdów własnych kibiców. Ligowe zwycięstwo nad Ried udało się wywalczyć po jednym golu ze spalonego – strzelonym po 340 minutach posuchy. Joaquin Boghossian, którego kupowano z Urugwaju po to, by zastąpił Janko, schodził z boiska obrzucany wyzwiskami z trybun. Kibiców za słabą grę oficjalnie przepraszał nawet dyrektor Dietmar Beiersdorfer. Tak źle nie było, od kiedy w Salzburgu pojawiły się dwa byki ze znaku Red Bulla.
Obecny zespół to kaprys bogatego sponsora. Dietrich Mateschitz – Austriak kontrolujący trzy czwarte rynku napojów energetycznych na świecie – z futbolu zrobił gałąź swojego biznesu. Żeby wejść na stronę internetową klubu z Salzburga, trzeba się najpierw przedostać przez witrynę redbulls. com i sprecyzować, czy chodzi o drużynę z Salzburga, Nowego Jorku, Lipska czy Sao Paulo. Herby wszystkich wyglądają tak samo, różnią się tylko wpisaną nazwą miasta.